The Amazing Spider-Man #608
Numer: The Amazing Spider-Man #608
Tytuł: Who Was Ben Reilly?, Part 1
Wydawnictwo: Marvel Comics 2009
Data wydania: Grudzień 2009
Scenariusz: Marc Guggenheim
Rysunki: Marco Checchetto & Luke Ross
Tusz: Marco Checchetto & Rick Magyar
Kolory: Fabio D’Auria
Litery: Joe Caramagna
Okładka: Adi Granov
Asystent redaktora: Tom Brennan
Redaktor: Stephen Wacker
Redaktor wykonawczy: Tom Brevoort
Redaktor naczelny: Joe Quesada
Wydawca: Dan Buckley
Producent wykonawczy: Alan Fine
Cena: $2.99
Przedruk PL: Brak
Streszczenie
Kilka lat temu. Ben Reilly składa podanie o pracę asystenta. Doktor Damon Ryder przyjmuje go do swojego laboratorium.
Teraz. Spider-Man ściga Screwball, która skradła warte miliony dolarów papiery inwestycyjne. Dziewczyna daje radę przed nim uciec, zmuszając go do zebrania skradzionych papierów, które wyrzuca w powietrze. Całe wydarzenie zostaje nagrane i puszczone na żywo w Internecie.
Redakcja Front Line. Peter zanosi zdjęcia z pościgu za Screwball do Bena Uricha. W chwili, gdy redaktor naczelny gazety odmawia kupna fotek, które ukazały się już w sieci, Petera zagaduje Damon Ryder (Raptor), który przyszedł do redakcji, by wyrównać rachunki z człowiekiem, którego uważa za swojego byłego współpracownika, Bena Reilly’ego. Ryder stara się zmusić Parkera do publicznej spowiedzi z przeszłości, po czym zaczyna grozić jego rodzinie i przyjaciołom. Dochodzi między nimi do bójki. Pracownicy redakcji przerywają szarpaninę. Ryder wręcza Urichowi artykuł z gazety Portland Post o podpaleniu domu Ryderów, zawierający rysopis sprawcy przypominającego z wyglądu Petera. Norah próbuje zatrzymać Damona do przyjazdu policji, lecz Peter odradza jej to. Po przejrzeniu artykułu Ben żąda wyjaśnień.
Kilka lat temu. Podczas pracy w laboratorium Damon prosi Bena, by opowiedział coś o sobie. Wyznaje mu, że uważa go za swojego przyjaciela i zaprasza na kolację do swojego domu. Tam Ben poznaje jego żonę, Laurę oraz dwójkę uroczych dzieci. Luźna pogawędka przy stole schodzi na temat ich wspólnej pracy naukowej, której celem jest znalezienie brakującego ogniwa między ludźmi a dinozaurami. Po kolacji Damon przyznaje przed Benem, że ich eksperyment zakończył się sukcesem – rozpoczęli właśnie hodowlę pierwszej hybrydy człowieka-dinozaura (Trial Batch 896).
Interludium. Maroko, teraz. Jay Jameson i May Parker spędzają miesiąc miodowy. Kobieta prosi męża, by zrobili przerwę w ich podróży poślubnej i wrócili do Nowego Yorku. Jonah zgadza się na jej pomysł.
Nowy York. Peter, który dał jakoś radę zbyć Bena Uricha, teraz jako Spider-Man przemierza miasto w poszukiwaniu Rydera. Podążając za sygnałem, dociera do jego kryjówki, gdzie znajduje tylko płaszcz Raptora z pajęczym nadajnikiem, który mu podrzucił. Tymczasem Ryder przychodzi do mieszkania Parkera i udając starego przyjaciela, przekonuje Michele Gonzales, by wpuściła go do środka.
Kilka lat temu. W laboratorium Ben odkrywa, że hodowaną hybrydą jest Damon, który wstrzyknął sobie zrekombinowane DNA dinozaura.
Teraz. Spider-Man, rozglądając się po kryjówce Raptora, zostaje złapany za gardło przez osobnika, którym okazuje się jego dawno zaginiony klon – Kaine.
Recenzja
Komentarz Dawidosa:
Jeśli mnie pamięć nie myli historia Who Was Ben Reilly? ma być ostatnią pracą w dorobku Marca Guggenheima na rzecz Niesamowitego Spider-Mana. W roli scenarzysty Guggenheim spisywał się nierówno, raz bardzo dobrze (Character Assassination), innym razem bardzo słabo (Kraven’s First Hunt). Na szczęście, pierwsza część jego najnowszej historii daje nadzieje na rozstanie się z tym twórcą komiksowym w blasku chwały, a nie w cieniu porażki.
Marvel dostrzegł, że Saga Klonów wróciła do łask czytelników, więc awersja do niej minęła też redaktorom wydawnictwa, którzy szerokim łukiem omijali dotąd wszystko, co wiązało się z klonami Spider-Mana.
W 608. numerze w scenach z przeszłości występuje jeden z najbardziej rozpoznawalnych klonów Petera Parkera – Ben Reilly. Niektórzy błagali o jego powrót do świata żywych, ja jednak cieszę się, że zdecydowano się na odkrywanie kolejnych sekretów z jego życia na wygnaniu niżli dosłowne wskrzeszenie tej postaci. Ta „podróż w przeszłość” ma jeszcze jeden walor – pozwala czytelnikom poznać dokładniej tajemniczego napastnika z The Amazing Spider-Man Annual #36. Kim jest/był Damon Ryder? Jaka była jego rodzina? Jak zyskał swoje moce? Co ma wspólnego z Reillym? Marc Guggenheim bardzo zgrabnie i składnie przedstawia wspólne losy Rydera oraz klona Parkera.
Często zdarza się przy rządach obecnego kierownictwa Marvela, że grzebanie w przeszłości Spider-Mana jeszcze bardziej wszystko komplikuje, plącze i zaburza. By nie szukać daleko przykładów, wspomnę o wymazaniu z egzystencji córki Spider-Mana czy też tajemnicy powrotu Harolda Osborna. Tym razem jednak nie dostrzegłem niczego, co w znaczący sposób zachwiałoby kanonem wydarzeń ustanowionym przez Sagę Klonów. Przypuszczam, że opisane w tym komiksie losy Bena Reilly’ego można umiejscowić w okresie jego pięcioletniej tułaczki, kiedy to na skutek machinacji Kaine’a został rozdzielony z Elizabeth Tyne, jednak to na razie tylko moje przypuszczenia.
Nie licząc zupełnie niepotrzebnego występu Screwball, scenarzysta nie zmarnował żadnej strony komiksu. Bardzo podoba mi się to, że żądny zemsty Damon Ryder, biorąc Petera za Bena, bawi się w prześladowcę, wchodząc brutalnie i bezczelnie z buciorami w jego życie prywatne. Tak też dzieje się, gdy ktoś chowa urazę do alter ego Spider-Mana, a nie samego Spider-Mana.
Ostatnia, bardzo klimatyczna strona pozwoliła mi wykrzyczeć – „nareszcie”. Powrót tej postaci, „zamkniętej przez wiele lat w skrzyni lężącej na najciemniejszym strychu”, witam z wielką radością i szeroko rozpostartymi ramionami. Jak długo można było udawać, że tak ważna osoba, wiedząca tak wiele o życiu Petera Parkera/Spider-Mana, nie istnieje? Na szczeście ta zbiorowa amnezja już za nami.
Kolejną zaletę komiksu stanowi szata graficzna, tworzona na przemian przez Marco Checchetto oraz Luke’a Rossa i Ricka Magyara. Dzięki ich pracy zostaje utrzymana odpowiednia równowaga między dwoma okresami czasowymi: optymistyczną, ładnie wyglądającą przeszłością i ciemną, ponurą teraźniejszością.
5,5 pajączka. Wow, jaka wysoka ocena. Wniosek? Jak się chce, to można stworzyć coś niezłego. Tylko nadal uważam, że taka historia równie dobrze wyglądałaby przy żonatym Spider-Manie, a kto wie, czy nie byłaby jeszcze lepsza i bardziej emocjonalnie angażująca dla czytelników, mając tu na względzie Mary Jane, której losy silnie splecione były z dramatycznymi wydarzeniami Sagi Klonów.
Komentarz Rządło:
Mam mieszane odczucia wobec pierwszej części pożegnalnej historii Marca Guggenheima. Z jednej strony dostajemy całkiem wciągające story, ale wszystko to wydaje się mocno naciągane. Sytuacji wcale nie ratuje powrót Kaine’a.
Grzebanie w przeszłości Bena Reilly’ego na łamach TASM wydaje mi się bezcelowe. Nie wiem, co to ma zmienić w obecnym życiu Petera Parkera. Może pokazać, że Reilly nie był klonem idealnym? Ale to już wiemy i takie powracanie do zamierzchłych czasów sprawia wrażenie, jakby twórcom brakło oryginalnych pomysłów. Ciągle jednak mam nadzieję, że kolejne dwa numery zmienią mój pogląd na tę sprawę.
Twórcy średnio wyszli na idei rozpoczęcia historii z Raptorem w tegorocznym annualu – nie każdy go czytał i może przydałoby się trochę bardziej przypomnieć tamtejsze wydarzenia, mimo notki na wstępie. Chociaż muszę przyznać, że właściwie to w owym roczniku zbyt wiele się nie działo i może dlatego suchy opis tamtejszych wydarzeń okazał się wystarczający dla Wackera i spółki.
Do samej treści komiksu nie mam wiele zastrzeżeń, chociaż jak dla mnie niepotrzebna była sekwencja początkowa z udziałem Screwball – wtórna scena i w dodatku niespecjalnie śmieszna, przynajmniej jak dla mnie. Głupim pomysłem są też według mnie eksperymenty mające dowieść, że człowiek pochodzi od dinozaura. Rozumiem, że jest to Marvel Universe, ale bez przesady. Jakichś specjalnie fajnych momentów też jest brak i akurat z tego nie należy się cieszyć.
Krótko podsumowując, komiks do przeczytania i szybkiego zapomnienia. 2,5 pajączka.
Komentarz Spider-Nika:
Dobra, przyznam się bez bicia, trudno mi było zabrać się za przeczytanie tego numeru, pomimo iż porusza on niezwykle ważny etap życia Spider-Mana, a mianowicie Clone Sagę. Co było tego powodem? O tym później, najpierw skupię się na treści i własnych obawach co do historii pisanej przez Marca Guggenheima.
Skąd jakiekolwiek obawy? Otóż, jak wiadomo, Clone Saga jest najbardziej obszernym tematem w historii Spider-Mana, dotyka bardzo wielu ważnych spraw i wielkich historii. Obawy moje rodzą się wraz z zapaścią między zmianami zawartymi po One More Day i wszystkim, co działo się wcześniej. Boję się też, że Guggenheim nie udźwignie ogromu informacji i wydarzeń, przez co gdzieś po drodze, w swojej opowieści, zmieni lub zgubi jakieś istotne fakty związane z postacią Bena Reilly’ego oraz Kaine’a, który zapomniany przez wielu scenarzystów wraca właśnie teraz. Wydarzenia zarówno z tego, jak i najbliższych numerów są właśnie dlatego ważne, gdyż mocno dotykają przeszłości.
O ile opowieść narodzin Raptora mnie mało interesuje, gdyż wygląda niejako bardzo standardowo, a mianowicie naukowiec, który nie mogąc doczekać się wyników swojej pracy, zaczyna eksperymentować na sobie. W ten sposób rodzi się nowy psychopata, który będzie zatruwał życie Peterowi, a konflikt z Benem Reillym jest tego gwarancją. Ogromnie cieszy mnie powrót Kaine’a. Jakby nie było, w tej postaci ciągle leży olbrzymi potencjał. Boję się jednak, że te jakże nieprzychylne czasy dla jakości historii prezentowanych w The Amazing Spider-Man dadzą o sobie znać i wszystko legnie w gruzach, a sama Clone Saga stanie się jeszcze trudniejsza w odbiorze. Jestem ciekaw, jak to się wszystko potoczy.
Teraz przyszedł odpowiedni czas, bym przyznał się, dlaczego było mi trudno zabrać się za przeczytanie tego numeru. Otóż, zanim zabrałem się do lektury, z czystej ciekawości pobieżnie przejrzałem strony, by mieć o komiksie jakieś swoje pierwsze wrażenie. Niestety, nie było ono pozytywne ze względu na rysunki Luke’a Rossa, które jakoś tak podziałały na mnie odpychająco, że szybko nie zabrałem się za przeczytanie komiksu. Postaci rysowane tym stylem wyglądają dziwnie, masywnie. Oczywiście, są różne gusta i rozumiem, że pewno wielu będą się podobać, gdyż nie są to jakieś odpychające bohomazy. Mimo wszystko nie trafiają w moje gusta. Na szczęście Luke Ross rysował jedynie część komiksu, tą przedstawiającą przeszłość.
Za teraźniejszość odpowiada Marco Checchetto. Moim skromnym zdaniem ten styl prezentuje się znacznie lepiej i to głównie dzięki niemu w ogóle zabrałem się za przeczytanie tego zeszytu. Co prawda, mogę się doczepić, że ten rysownik, podobnie jak Mike McKone w poprzednim numerze, stosuje stopklatki, nie uwzględniając ruchu, jednak styl Checchetto sam w sobie ma już trochę dynamiki. Można też zwrócić uwagę na zabiegi z tłem i kadrowaniem, które raczej głębszego celu nie mają. Pochwalę za to kolorystę, który tak dobrał paletę barw, że komiks ma lekko mroczny wydźwięk, a czarne kartki wzmacniają ten efekt. Tu jeszcze napomnę, że białe tło przypadło wydarzeniom z przeszłości. Widać, że zastosowano wiele sposobów, by odróżnić strony komiksu opowiadające o przeszłości od tych dotyczących teraźniejszości.
Podsumowując, nie wiem jak was, ale mnie historia Raptora mało obchodzi, dużo bardziej ciekawi mnie przeszłość od dawna nieżyjącego Scarlet Spidera oraz Kaine’a i właśnie to jest głównym argumentem przemawiającym pozytywnie za tą historią. Mam nadzieję, że moje obawy okażą się bezpodstawne i Guggenheim poradzi sobie z tym jakże twardym orzechem do zgryzienia, jakim jest Clone Saga. Myślę, że należy mu się jakiś kredyt zaufania za to, że mimo nietrafiających w moje gusta rysunków, zaciekawił mnie fabułą. Nagrodzę ten wyczyn oceną w postaci 4,5 pajączków.
Ocena:
Autor: Dawidos (streszczenie, recenzja), Rządło, Spider-Nik (recenzja)