The Amazing Spider-Man #604
Numer: The Amazing Spider-Man #604
Tytuł: Red-Headed Stranger: The Ancient Gallery
Wydawnictwo: Marvel Comics 2009
Data wydania: Listopad 2009
Scenariusz: Fred Van Lente
Rysunki: Barry Kitson
Tusz: Rick Ketcham & Barry Kitson
Kolory: Jeromy Cox & Antonio Fabela
Litery: Joe Caramagna
Okładka: Leinil Yu
Asystent redaktora: Tom Brennan
Redaktor: Stephen Wacker
Redaktor wykonawczy: Tom Brevoort
Redaktor naczelny: Joe Quesada
Wydawca: Dan Buckley
Producent wykonawczy: Alan Fine
Cena: $2.99
Przedruk PL: Brak
Streszczenie
Godzina 05:25. Chameleon, widząc, że jego kryjówka została splądrowana, wysadza ją w powietrze. Nie zauważa jednak pajęczego nadajnika przyczepionego do pistoletu, który zabrał przed detonacją.
Godzina 11:10. Spider-Man przypomina sobie, jak instynktownie okrył swoje ciało kokonem z sieci, gdy Chameleon zanurzył go w kadzi z kwasem. Domyśla się, że Chameleon porwał go, chcąc uzyskać dostęp do Dowództwa Cieni, miejskiego centrum antyterrorystycznego, którego otwarcie miał fotografować. Podczas lotu jego pajęczy zmysł odzywa się, gdy oddział Mandroidów naciera na niego. Przemawiający z ich zbroi Jonah Jameson oznajmia, że wykorzystał technologię Pajęczych-Zabójców autorstwa zmarłego Spencera Smythe’a do stworzenia swojego antypajęczego oddziału. Pająk stara się przekonać burmistrza, że Dowództwo Cieni jest w wielkim niebezpieczeństwie.
Godzina 12:03. Podczas walki Spider-Man zauważa policyjny pojazd jadący w stronę garażu. Zatrzymuje go i demaskuje kierującego nim Chameleona w przebraniu policjantki, Janice Trillo. Złoczyńca ucieka, jednak okazuje się, że włączył wcześniej zapalnik radioaktywnej bomby. Spider-Man prosi Mandroidy, by użyli akceleratorów pola cząstkowego do zahamowania wybuchu. Sztuka ta udaje się i miasto zostaje uratowane. Zamknięci w zbrojach Mandroidów policjanci z wdzięczności dla Spider-Mana oszukują burmistrza, że ich „pajęcze” skanery zostały uszkodzone, przez co nie mogą namierzyć celu.
Godzina 17:05. Theodore Haskell, zastępca burmistrza, informuje Jamesona, że cały oddział Pajęczych-Zabójców złożył rezygnację. Składa takie samo podanie, mówiąc, by je przyjął, jeśli dalej zamierza bawić się w osobiste porachunki, zamiast zająć się administracją miasta.
Godzina 18:30. Parker zagląda do domu na Forest Hills, gdzie spotyka Harry’ego w towarzystwie swoich trzech kuzynek. Osborn dziękuje mu ze ofertę zamieszkania pod dachem tego domu. Na pierwszym piętrze Peter spotyka Mary Jane, która wita go serdecznie, chwaląc go za pomoc udzieloną ich przyjacielowi. MJ żegna się z nim, mówiąc, że niedługo ma samolot. Peter wraca do swojego mieszkania, dziwiąc się, jak dużo dobrego zrobił Chameleon, gdy go udawał. W wejściu do kuchni zostaje przywitany gorącym pocałunkiem przez Michele. Parker jest przerażony zmianą jej nastawienia spowodowaną przez grę Chameleona.
Północ. W deszczową noc Chameleon czai się w zaułku, gdy nagle podjeżdża limuzyna, z okna której zostaje zawołany po imieniu (Dmitri). Na tyłach samochodu siedzi żona Kravena Łowcy, która prosi szwagra o pomoc w zemście na mordercy jej męża.
Recenzja
Komentarz Dawidosa:
Czy jest ktoś na sali, kto nadal wierzy w zapowiedzi komiksów publikowane w katalogu wydawnictwa? (Cisza). Tak myślałem. Ani Peter Parker nie znalazł sobie nowej dziewczyny (żeby być precyzyjnym, to nie był do końca „on”, ale za samą ironię można podarować plusa), ani nie dostał pracy blisko swojej dawnej miłości, ani Mary Jane nie miała najmniejszego udziału w odkryciu intrygi Chameleona. Nie doszło do żadnego przełomu w relacjach Petera-MJ, skończyło się miłym pożegnaniem, które i tak zawdzięczamy grze aktorskiej Chameleona z poprzedniego numeru. O ironio, mogę powiedzieć, że Spider-Man upadł już tak nisko, że szaleni superzłoczyńcy muszą pomagać mu w codziennym życiu.
Ten komiks to wyłącznie dowód na genialność postaci Chameleona, jaką stworzyli Stan Lee i Steve Ditko. Przemilczając fakt, że „Braintrust” w kwestii kamuflażu cofnął go o dekady, to pod względem psychiki pozostał takim samym szalonym zbrodniarzem. Brak poczucia własnej tożsamości, niechęć do wypowiadania swojego prawdziwego imienia, wcielanie się w obce osoby do szpiku kości i wyznawanie chorej zasady, że należy pomóc tym, których życie odebrał wraz z tożsamością – jak to dobrze, że nadal istnieją złoczyńcy, którzy w pewnym stopniu ratują obecny wizerunek komiksów o Spider-Manie.
Na koniec podzielę się spostrzeżeniem dotyczącym Michele Gonzales, współlokatorki Petera Parkera. Zmiana jej wizerunku niby ma być śmieszna, jednak jest tylko irytująca. Przypomina mi się podobna sytuacja z Dexterem Bennettem, którego początkowano przedstawiono tak, a potem inaczej, tylko dla jakiegoś tam dziwnego poczucia humoru, które chyba tylko „Braintrust” potrafi zrozumieć.
3 pajączki. 1 pajączek za niezgorsze rysunki, 1 pajączek za postać Chameleona i 1 pajączek za ostatnią stronę, która zapowiada, że zwariowana rodzinka Kravena Łowcy da się jeszcze we znaki Pająkowi.
Komentarz Rządło:
Fred Van Lente nie najlepiej rozpoczął historię Red-Headed Stranger, ale poprzedni i obecny numer czyta się już naprawdę przyjemnie. Cieszy przede wszystkim to, że scenarzysta faktycznie jest fanem Spidey’a i umieszcza różne smaczki jak choćby nawiązanie do starego, dobrego i oryginalnego Spider-Slayera.
Numer zaczynamy w momencie, kiedy Chameleon wraca do swojej kryjówki i szybko okazuje się, że musi ją opuścić. Dzieje się tak za sprawą Spider-Mana, który jak się okazuje, wychodzi bez szwanku z pułapki pełnej żrącego kwasu. Rozumiem, że pajęcza sieć jest mocna, ale czy aż na tyle, żeby powstrzymać żrący kwas? W poprzednim numerze pokazane było także, że Peter ucierpiał od tej substancji, natomiast teraz po wizycie u pielęgniarki nagle jest zdrów jak ryba. Coś tu nie gra, ale na szczęście w dalszej części komiksu Van Lente nie serwuje nam podobnie niechlujnych rozwiązań.
Wojny na linii J.Jonah Jameson-Spider-Man ciąg dalszy. Tym razem dzielny burmistrz posyła w bój policjantów wyposażonych w zbroje przypominające oryginalnego Spider-Slayera, co trzeba zaliczyć na plus. Nieźle także udało się autorowi przedstawić całą sytuację, w której mamy do czynienia z Pająkiem, JJJ i jego niszczycielskim teamem. Jest to stary, dobry układ, w którym cokolwiek Spidey zrobi, to Jameson i tak będzie nazywał go łotrem. Widać, że Van Lente wzoruje się na klasykach Stana Lee i trzeba mu to zaliczyć na plus.
Zaletą numeru jest także kontynuacja wątku Chameleona udającego Petera. Już w poprzednich numerach poznaliśmy nowego Chameleona, czyli psychola, który najpierw morduje swoje ofiary, a później podszywa się pod nie i miesza w ich prywatnym życiu. Zwykle te działania nie mają większego znaczenia, ponieważ jego ofiary już nie żyją, ale w przypadku Petera z oczywistych względów jest inaczej. Szokujące jest też to co Chameleon jako Parker robi – myśląc, że Peter jest egoistycznym dupkiem, próbuje zrobić kilka dobrych uczynków w jego życiu i między innymi pomaga Harry’emu znaleźć nowe mieszkanie. Scenarzyście zdecydowanie należą się brawa za pomysł z takim podejściem do postaci Chameleona.
Pewnie nadal należy płakać za małżeństwem Petera i Mary Jane, ale dobrze, że w międzyczasie dostajemy trochę więcej romansidła w TASM. Nie możemy spodziewać się, że MJ i Pete zejdą się razem z powrotem, ale na pewno obecność rudowłosej doda serii kolorytu, zwłaszcza w obliczu zaskakujących relacji między Peterem a Michele Gonzales.
Nie wiem, jak to się stało, ale nagle spodobały mi się rysunki Barry’ego Kitsona, a nie sądzę, żeby specjalnie różniły się od tych z The Amazing Spider-Man #602. Jednak dziwnym trafem nie przeszkadzały mi w lekturze kolejnej części Red-Headed Stranger, która jest naprawdę ciekawa. To już jest poziom bliski tego, co chcielibyśmy widzieć na łamach The Amazing Spider-Man. 4,5 pajączków.
Komentarz Spider-Nika:
Tak, doczekaliśmy się, Peter wyszedł z kwasu… jak do tego doszło? Skomentuję to później, jednak wyjątkowo zacznę ocenę komiksu od okładki.
Odpowiedzialny za kolejną okładkę z Mary Jane Leinil Yu przedstawił również Petera walczącego ze Spider-Manem – zachęcające, prawda? Okładkę można interpretować w następujący sposób: Peter znów ma wątpliwości co do bycia Spider-Manem, czego powodem jest postać umieszczonej w tle Mary Jane, która wróciła do Nowego Jorku w The Amazing Spider-Man #600. Można też podeprzeć się zapowiedziami historii Who was Ben Reilly? i spodziewać się powrotu klona, a co za tym idzie, konflikt z oryginalnym Pająkiem jest niemalże murowany. Obie interpretacje, jakby nie patrzeć brzmią zachęcająco. No to czas otworzyć komiks i przekonać się, że… Marvel po raz kolejny stosuje głupie i zakłamane chwyty reklamowe, by zachęcić do kupna komiksu. Otóż owa okładka nijak ma się do wnętrza komiksu. Już wolałem jak swego czasu były świetne grafy Spider-Mana niemówiące nic o tym, co znajdzie się wewnątrz.
Podobnie ma się sprawa tytułu historii ostatnich numerów: Red-Headed Stranger – jak nic mowa tu o MJ. To również zachęca. A jednak postać rudej jest tylko epizodyczna i praktycznie nic nie wnosi do życia Petera.
Postacią centralną całej historii jest Chameleon, który nijak ma się do określenia „red-headed” (rudowłosy). Co prawda, postać została napisana w bardzo fajny sposób. Taki przeciwnik Spider-Mana, mimo iż nie posiada supersiły ani jakichś bardziej szczególnych mocy, to widać, że potrafi zaszkodzić Pająkowi bardziej niż niejeden superzłoczyńca. Trochę się rozczarowałem, że scenarzysta nic nie napisał o tym, jak Chameleon stracił swoje moce i wrócił do zakładania masek. Jakby nie patrzeć, jego postać to duży plus całej przedstawionej w ostatnich zeszytach historii. Tu wspomnę jeszcze, że to, jak namieszał w życiu Petera, też wychodzi pozytywnie i działa na korzyść serii The Amazing Spider-Man.
Teraz czas na to, co wybitnie mi się nie spodobało… sposób, w jaki Spider-Man przeżył zatopienie w kwasie… Jestem wybitnie zniesmaczony marketingowymi zabiegami Marvela ostatnimi czasy, gdy to Pająk niby ginie, a jednak w niezbyt sensownych okolicznościach przeżywa. Tym razem zadziałała podświadomość Spider-Mana, poprzez którą oplótł się szczelnie swoją pajęczyną i przeżył. O ile działania instynktowne są całkiem sensowne, o tyle oporność sieci na kwas już taka nie jest. Co to za pomysł, żeby pajęcza sieć była oporna na działanie żrącej substancji, która potrafi rozpuścić człowieka całkowicie (łącznie z kośćmi)? Wybitnie mi się nie podoba. No, ale trudno, trzeba żyć dalej mimo bezsensownych wymysłów „Braintrust”.
Od strony graficznej nie jest najgorzej, aczkolwiek dziwię się, gdzie zniknęły bąble, jakie miał Peter na całym ciele po kąpieli w kwasie? No dobra, przyczepię się jeszcze (jak zwykle) do tego, że w rysunkach brak zabiegów uwydatniających ruch, a przydałyby się, gdyż styl Kitsona w ogóle nie jest dynamiczny.
Trudno podsumować i wystawić jedną ocenę za ten numer, gdyż z jednej strony posiada poważne uchybienia, a z drugiej wybija się ponad przeciętne komiksy z Brand New Day. Po dłuższym namyśle i rozpatrzeniu wszystkich „za” i „przeciw”, myślę, że ocena 2,5 pajączka będzie w miarę adekwatna do ogółu.
Ocena:
Autor: Dawidos (streszczenie, recenzja), Rządło (recenzja), Spider-Nik (recenzja)