The Amazing Spider-Man #17
Numer: The Amazing Spider-Man #17
Tytuł: The Return Of The Green Goblin!
Wydawnictwo: Marvel Comics 1964
Data wydania: Październik 1964
Scenariusz: Stan Lee
Rysunki: Steve Ditko
Tusz: Steve Ditko
Kolory: Steve Ditko
Litery: Sam Rosen
Okładka: Steve Ditko
Redaktor: Stan Lee
Cena: $0.12
Przedruk PL: Essential: Amazing Spider-Man #1
Przedruk PL 2: Marvel Origins #22
Streszczenie
Na lekcji chemii Peter Parker cały czas rozmyśla o Green Goblinie, z którym stoczył kilka miesięcy temu ciężką walkę (The Amazing Spider-Man #14). Tymczasem Green Goblin przygotowuje się do ponownego ataku na znienawidzonego wroga, ćwicząc na manekinie Spider-Mana, budując nowe bronie i udoskonalając swój lotniczy środek transportu, który przyjmuje postać lotni w kształcie nietoperza.
Flash Thompson zamierza założyć w Forest Hills klub miłośników Spider-Mana. Oczywiście, nie widzi w nim Petera w roli członka, jednak Liz zamierza jakoś wciągnąć Parkera w szeregi przyszłych klubowiczów. Po szkole, w drodze do domu, Peter dostrzega zamaskowanych mężczyzn wsiadających pośpiesznie do helikoptera. W kostiumie Spider-Mana wchodzi na pokład śmigłowca i grozi pasażerom, ale okazuje się, że swoją gorliwością zepsuł kręconą właśnie scenę filmową.
Po kompromitującym społecznie wyczynie zasmucony Parker udaje się do redakcji „Daily Bugle”, gdzie Jonah Jameson raduje się z wpadki Spider-Mana. Gdy Peter odprowadza Betty Brant do domu, słyszy z jej ust kilka ciepłych słów o Spider-Manie. Niestety, oboje natykają się na Flasha i Liz. Widok blondwłosej koleżanki Petera z liceum działa jak zwykle Betty na nerwy. Okazuje się, że Thompson zamieścił w gazecie „Daily Bugle” ogłoszenie o pierwszym spotkaniu fan-klubu, na które zaprasza swojego idola. Nagle zmysł pająka włącza się, gdy obok nich przechodzi „w cywilu” czytający to samo ogłoszenie Green Goblin, którego Peter nie jest jednak w stanie rozpoznać ani zidentyfikować w tłumie przechodniów.
Po odprowadzeniu Betty pod same drzwi Peter rusza na nieudany zwiad jako Spider-Man. Gdy ściąga kostium, jest świadkiem rozbrojenia przestępcy w podeszłym wieku przez Human Torcha. Otoczony wianuszkiem adoratorów Johnny Storm wręcza Peterowi swój autograf. Chłopak uznaje, że to niecne zamiary złapanego mężczyzny podziałały na jego pajęczy zmysł. Tymczasem Jameson planuje storpedować działalność nowego fan-klubu i rozkazuje Betty zadzwonić do Parkera, by ten dołączył do nich, jednak dziewczyna nie ma takiego zamiaru. Z kolei ciocia May czyni wysiłki, by randka w ciemno Petera i Mary Jane Watson doszła w końcu do skutku, lecz w rozmowie telefonicznej z Mrs. Watson dowiaduje się, iż dziewczyna przeziębiła się. Parker udaje rozczarowanie, że nie będzie mógł pójść do klubu z Mary Jane, która co ciekawe ubóstwia Spider-Mana. W międzyczasie Liz i Flash dogrywają z ojcem tej pierwszej ostatnie szczegóły przed rozpoczęciem uroczystości w Avenue Dinner Club – lokalu udostępnionym przez Mr. Allana na potrzeby siedziby klubu.
Na otwarcie klubu przychodzą Jonah Jameson, Betty Brant i Johnny Storm wraz z Doris „Dorrie” Evans. Przybywa również nieproszony Green Goblin. Jego walkę ze Spider-Manem, który demonstracyjnie wkracza na scenę, publika odbiera jako zaplanowany spektakl. Do akcji wkracza też Human Torch, gdy dostrzega na balkonie trzech oprychów chcących wykorzystać całe zamieszanie w klubie do obrabowania sejfu. Kiedy ich przegania, Peter zwiewa z pola walki, zdejmuje kostium i wchodzi „cywilnie” na salę, by odsunąć od siebie podejrzenia Liz Allan o jego drugiej tożsamości. Kiedy szkolna koleżanka przymila się do niego, dostrzega ich Betty, którą ogarnia czarna rozpacz, że chłopak poszedł z inną do klubu, a jej nawet nie zaproponował wspólnego wyjścia.
Peter ponownie przebiera się za Spider-Mana i rusza w sukurs Human Torchowi, który powoli „przygasa” w kontakcie ze spalinami wydobywającymi się z lotni Goblina. Słysząc przypadkowo od recepcjonisty o zawale cioci May, Spider-Man wybiega z budynku i rusza w kierunku szpitala, co widzowie uznają za akt tchórzostwa. Po oślepieniu Human Torcha zadowolony z końcowego rezultatu Green Goblin również opuszcza spotkanie. Zapłakana Betty przysięga sobie, że już nigdy nie zaufa Peterowi. Rozpromieniony Jameson przygotowuje się do publikacji extra-dodatku, aby zniesławić Pająka. Fan-klub Spider-Mana przestaje istnieć, jedynie Flash broni superbohatera przed wychodzącymi z sali ludźmi, twierdząc, że ten miał jakiś powód i dlatego opuścił przedstawienie.
Prasa okrzykuje Spider-Mana tchórzem, który przestraszył się Zielonego Goblina. Peter jest załamany złą passą, jak również zniechęceniem Betty do jego osoby. Martwi się też zdrowiem cioci May, która jest bardzo chora. Zaczyna powoli zastanawiać się, czy dalsze bycie Spider-Manem ma jeszcze sens.
Recenzja
Po przeciętnym The Amazing Spider-Man #16 otrzymujemy numer potwierdzający ponownie geniusz Stana Lee i talent Steve’a Ditko. Nie zdziwię nikogo stwierdzeniem, że główną zaletą recenzowanego tutaj komiksu jest drugi w historii wydawnictwa występ Green Goblina. Mój ulubiony super-łotr powraca i zostaje wyposażony w nowe, bardzo groźne gadżety m.in kultowe dyniowe bombki i jeszcze lepszą lotnię.
Znakomita, obfitująca w błyskawiczne zwroty akcji walka Spider-Mana i Green Goblina ma miejsce podczas pierwszego spotkania klubu miłośników Spider-Mana. Tak, to właśnie ten numer, gdzie Flash Thompson, zagorzały wielbiciel Człowieka-Pająka, zakłada fan-klub, nie zdając sobie sprawy z paradoksu zaistniałej sytuacji – wielbi bowiem człowieka, którego w życu codziennym wprost nie trawi.
Gościnnie pojawia się Human Torch, choć przyznam, że jego interwencja w walkę między Goblinem, a Pająkiem była zbędna. Jednak, jak gdyby nie patrzeć, podniosła prestiż tego perfekcyjnego super-złoczyńcy, który nie tylko poradził sobie z dwoma pełnymi wigoru superbohaterami, ale i wyszedł z tego starcia bez szwanku i z poczuciem triumfu.
Jak dalece można osiągnąć mistrzostwo w pisaniu komiksowej opery mydlanej, wystarczy popatrzeć, jak biedny Peter, wzbudzając zainteresowanie dwóch dziewczyn, z przyczyn niezależnych od siebie podpada jednej z nich, choć tak naprawdę niczego niestosownego i niemoralnego nie zrobił. Jak czasem pozory mylą i jak bolesne i niesprawiedliwe są ich skutki dla osoby, która wywołuje mylne wrażenie… w tym komiksie genialnie oddano pokręcone życie osobiste Petera Parkera.
Stan Lee ciągle podtrzymuje nasze zainteresowanie postacią Zielonego Goblina, którego tożsamości w tym numerze nadal nie odkrywamy. Co więcej scenarzysta „wpędza” głównego bohatera Petera Parkera w poczucie odosobnienia i braku akceptacji ze strony świata. W tym komiksie zaczyna on powoli zastanawiać się, czy jego bycie Spider-Manem ma jakikolwiek sens. Naprawdę dużo się dzieje, więc nie mam żadnych wątpliwości co do oceny tego komiksu. 6 pajączków.
Ocena:
Autor: Dawidos
Ciekawostki
• Drugi występ Green Goblina.
• Pierwszy występ ojca Liz Allan.
• Drugi pobyt cioci May w szpitalu.
• Flash w rozmowie z ojcem Liz zwraca się do niego „Mr. Brant”. Jest to błąd w liternictwie, a prawidłowa forma to „Mr. Allan”. Nazwisko „Brant” odnosi się do rodziny Betty, a nie Liz.
• Kiedy klubowicze oczekują na przybycie Spider-Mana, Flash rozmawia z kolegą, z którym często nabijał się z Petera. Poznajemy jego imię – Seymour.
• Do drugiej walki ze Spider-Manem podstępny Green Goblin jeszcze lepiej się przygotował. Przerobił przypominające kij od miotły urządzenie latające na wygodną w manewrowaniu lotnię, która trwale wpisała się w jego wizerunek, uzbroił się w rękawice strzelające mikroładunkami elektrycznymi oraz emitujące czarny dym bumerangi w formie nietoperza, a nawet wykorzystał naelektryzowaną zabawkę o wyglądzie żaby, aby przeciąć sieć swego wroga! Po raz pierwszy użył też dyniowej bombki, która stała się później znakiem rozpoznawczym Green Goblina i jego następców. Z kolei podczas walki z Torchem wypuścił kilka „duszków” – specjalnych bombek, które wytworzyły wokół Storma hermetyczną chmurę odcinającą dostęp powietrza. Można powiedzieć, że to w tym komiksie „narodził się” Green Goblin, jakiego cały świat zna pod względem materialnym, czyli stosowanego przez niego sprzętu i uzbrojenia.
• W tekście pobocznym do jednego z kadrów scenarzysta pisze, że Peter Parker nie mógł rozpoznać przechodzącego obok Green Goblina bez maski, gdyż nigdy nie widział jego twarzy. Jest to wskazówka dla czytelnika, że pod strojem Goblina kryje się człowiek, który jeszcze nie przewinął się przez dotychczasowe numery serii.