The Amazing Spider-Man #153
Numer: The Amazing Spider-Man #153
Tytuł: The Longest Hundred Yards!
Wydawnictwo: Marvel Comics 1976
Data wydania: Luty 1976
Scenariusz: Len Wein
Rysunki: Ross Andru
Tusz: Mike Esposito
Kolory: Glynis Wein
Litery: John Costanza
Okładka: Gil Kane
Redaktor: Len Wein
Cena: $0.25
Przedruk PL: Brak
Streszczenie
Spider-Man zauważa, że kierowca taksówki potrzebuje pomocy. Po wywróceniu auta bohater wyciąga siedzących z tyłu zbirów i obezwładnia ich. Próba reparacji uszkodzonego samochodu kończy się niepowodzeniem, więc Spidey radzi taksówkarzowi, by skontaktował się z ubezpieczycielem.
Kampus Empire State University. Peter zauważa Mary Jane w towarzystwie Harry’go i Flasha. Prosi dziewczynę o rozmowę na osobności. MJ jest nadal na niego obrażona, bo ten zostawił ją samą na przyjęciu u Jamesona. Po krótkiej sprzeczce dochodzą do porozumienia. Niedługo potem dołącza do nich Ned Leeds, który ma przeprowadzić wywiad z Bradley Boltonem, byłą gwiazdą footballu i znakomitym informatykiem.
Ned prosi Petera, by towarzyszył mu w spotkaniu z Boltonem, który przybył na ESU jako absolwent i czeka na nich na stadionie. Mężczyzna wspomina dzień, w którym jego drużyna przegrała walkę o mistrzostwo. Czuł się odpowiedzialny za porażkę, zrezygnował więc ze sportu na rzecz komputerów. Najważniejsza dla niego jest teraz rodzina (żona Ellen, córka Mindy). Rozmowę przerywa Randy, który dostarcza informatykowi kartkę z wiadomością. Wyraźnie zaniepokojony jej treścią Bolton kończy wywiad i odchodzi.
Park. Bradley spotyka się z człowiekiem o imieniu Paine, który porwał jego córkę. Aby ją odzyskać, informatyk ma dostarczyć cenny składnik do swojego nowego komputera katalogującego recydywistów.
Empire State University. Na przyjęciu dla absolwentów Peter zagaduje Neda o Boltona, gdyż przeczuwa, że informatyk ma jakieś kłopoty. Bolton żegna się z żoną, po czym wychodzi. Peter podąża za nim, „oddając” tańczącą z nim MJ (ku jej wielkiemu niezadowoleniu) w ręce Harry’ego.
Na stadionie Bolton wręcza porywaczom potrzebną część komputera, ale ci nie zamierzają oddać mu córki, po czym zaczynają do niego strzelać. Bradley unika kul, ale gdy rzuca się na Paine’a, który trzyma dziewczynkę, zostaje śmiertelnie postrzelony. Wtedy do akcji wkracza Spider-Man, który szybko rozprawia się z oprychami. Niestety Bolton umiera, ale ze świadomością, że tym razem nie zawiódł.
Recenzja
Jeden z gorszych numerów The Amazing Spider-Man i pierwsza poważna „wpadka” na początku kariery Lena Weina na łamach tej serii. Zamieszczona w tym numerze historia jest bardzo słaba i mogła zostać opublikowana wszędzie, ale nie w w tym tytule, którego ostatnie numery oferowały czytelnikom wysoką jakość i spore emocje związane z głównym wątkiem Pierwszej Sagi Klonów.
Początek komiksu jest ok. Scena z taksówkarzem – zabawna. Trochę humoru nikomu nie zaszkodzi. Potem przeniesienie akcji na kampus ESU, gdzie stajemy się świadkami zgody między Peterem a Mary Jane. To dobrze. Niedługo potem pojawia się Ned Leeds. Postać z supporting castu zawsze mile widziana. Niestety, od tego momentu komiks pikuje w dół, aż ląduje na samo dno.
Scenarzysta wprowadza na scenę nową postać – dr. Bradley’a Boltona, informatyka i byłego sportowca, którego córka zostaje uprowadzona. W czym tkwi problem? Wein najpierw zanudza czytelników retrospekcją, jak to załamała się kariera sportowa Boltona. Potem przedstawia jego rozmowę z porywaczami córki, oczywiście nie odpowiadając na takie pytania jak: kto jest ich zleceniodawcą i do czego potrzebna jest mu część do komputera? Teraz przechodzimy do zakończenia.
Finał. Co tu powiedzieć? Wein robi z Boltona superbohatera, nadczłowieka, który unika kul wystrzeliwanych z pistoletów maszynowych porywaczy. Coś przegapiłem, czyżby na horyzoncie pojawił się Spider-Man 2? I to wszystko po to, aby i tak na samym końcu uśmiercić Boltona. Ja podziękuję za taką historię. 2 pajączki.
PS. Spójrzcie na Harry’ego Osborna. Niby wyszedł z psychiatryka, niby został wyleczony, ale wciąż wygląda jak psychopata, którego uśmieszek na twarzy przeraża. Bardzo przypomina mi Normana Batesa z „Psychozy” Alfreda Hitchocka. Taka drobna dygresja z mojej strony.
Ocena: