The Amazing Spider-Man #110
Numer: The Amazing Spider-Man #110
Tytuł: The Birth Of…The Gibbon!
Wydawnictwo: Marvel Comics 1972
Data wydania: Lipiec 1972
Scenariusz: Stan Lee
Rysunki: John Romita
Tusz: John Romita
Kolory: John Romita
Litery: John Costanza
Okładka: John Romita
Redaktor: Stan Lee
Cena: $0.20
Przedruk PL: Brak
Streszczenie
Spider-Man rozmyśla nad Flashem, który kocha się w Gwen. Bohater zauważa też, że nie włączył aparatu, przez co nie zrobił zdjęć Dr. Strange’owi. W przypływie złości wyrzuca aparat, który zostaje złapany przez zręcznego człowieka o małpiej twarzy. Mężczyzna oddaje właścicielowi urządzenie i przedstawia się jako Martin Blank, nazywając siebie dziwakiem. Spider-Man stara się pocieszyć Martina, który uważa się za brzydkiego człowieka o przerażającym wyglądzie.
Gdy Pająk odlatuje, Martin wraca do przytułku, gdzie kładzie się spać. Zasypiając, przypomina sobie swoją przeszłość: był sierotą, z którego wyglądu śmiali się wszyscy rówieśnicy z domu dziecka, po osiągnięciu dojrzałości zatrudnił się w cyrku jako akrobata, jednak zrezygnował z pracy, gdy okazało się, że miał odgrywać rolę clowna w kostiumie małpy, następnie pociągiem pojechał do Nowego Yorku.
Po spotkaniu Spider-Mana w głowie Martina rodzi się pewien plan. W tym czasie zmęczony Peter wraca do mieszkania, gdzie czeka na niego Gwen oraz May. Ciotka mówi, że odbyła poważną rozmowę z Gwen na temat swoich relacji z Peterem, i zrozumiała, że nie może dalej traktować go jak dziecko. Gdy Peter pada nieprzytomny na kanapę, ciocia w smutnym nastroju opuszcza mieszkanie.
Po chwili zjawiają się Flash i Harry. Thompson zabiera Gwen do domu, a Harry zostaje z Peterem. Gdy Parker budzi się i przypomina sobie o złym samopoczuciu ciotki, opuszcza mieszkanie i w stroju Spider-Mana rusza w kierunku jej domu. Szybując po mieście, zostaje zaczepiony przez Martina w stroju małpy – Gibbona, który proponuje mu współpracę. Pająk reaguje śmiechem, wywołując agresję Martina. Spiesząc się, opuszcza zagniewanego Gibbona. Rozpaczającego Martina obserwuje tajemniczy myśliwy…
Recenzja
Niniejszy numer rozpoczyna dwuczęściową historię opowiadającą o małpiopodobnym człowieku, który nieoczekiwanie pojawił się w życiu Petera Parkera, a raczej jego drugiej tożsamości, Spider-Mana. Z założenia ma być to historia wzruszająca i gloryfikująca wyższość charakteru nad wyglądem, który w przypadku Gibbona (nowy i główny bohater tej historii) nie jest najwyższych lotów.
Na pierwszej stronie komiksu widnieje komentarz: „Przedstawiamy jedną z najlepszych nowych supergwiazd w potężnym uniwersum Marvela”. Wolne żarty. Gibbon może wywołuje różne emocje: współczucie, śmiech, litość, ale na pewno nie zasługuje na taką opinię. Jest to postać, która po kilku odcinkach serii pójdzie w zapomnienie (chyba, że kolejny numer zmieni coś w tej kwestii).
W każdym razie można już wyobrazić sobie uśmieszek ludzi reagujących na widok stroju Gibbona. Monkey Man! Co ciekawe, taki „pseudonim” pojawia się na łamach tego komiksu. Czyżby Stan Lee zdawał sobie sprawę z parodii swojego nowego tworu? Można ponarzekać na nowego bohatera, ale komiks bynajmniej nie jest beznadziejną lekturą. Historia Martina Blanka jest smutna, wnosi powiew świeżości do uniwersum Spider-Mana, a jej narrator z pewnością nie zalicza się do jednowymiarowych postaci, co niewątpliwie (jak można się spodziewać) zostanie udowodnione w następnym numerze.
Kilka interesujących scen rozgrywa się w mieszkaniu Parkera, gdzie pojawia się ciocia May, która przeprowadziła z Gwen poważną rozmowę na temat wychowania Petera. I naturalnie zakończenie jest najlepszym składnikiem komiksu, bo wywołuje zaciekawienie czytelnika. A to, że wielu nie będzie zaskoczonych tożsamością osoby, którą widać na ostatniej stronie, nie ma już znaczenia. 4 pajączki. Jeśli komuś trudno będzie przełknąć Gibbona, niech odejmie sobie 1 pajączka.
Ocena:
Autor: Dawidos