Numer: The Amazing Spider-Man #101
Tytuł: A Monster Called… Morbius!
Wydawnictwo: Marvel Comics 1971
Data wydania: Październik 1971
Scenariusz: Roy Thomas
Rysunki: Gil Kane
Tusz: Frank Giacoia
Kolory: Frank Giacoia
Litery: Artie Simek
Okładka: Gil Kane
Redaktor: Stan Lee
Cena: $0.15
Przedruk PL: Brak

Streszczenie

Peter nie może uwierzyć własnym oczom – ma sześć rąk! Gdy biadoli nad swoim losem, dzwoni Gwen Stacy. Dziewczyna chce zaprosić go do kina. Peter oczywiście odmawia, tłumacząc się, że wyjeżdża na dłużej z miasta. Za kilka minut dzwoni drugi telefon. Tym razem Jameson i Robertson mają dla Petera zlecenie. Peter odmawia jego wykonania, podając ten sam powód, co w rozmowie z Gwen.

Parker musi znaleźć miejsce, gdzie w spokoju mógłby mieszkać i pracować nad wynalezieniem antidotum. Chłopak dzwoni do Connorsa i pyta się go, czy może zamieszkać w jego domku letniskowym w Southampton. Naukowiec wyraża zgodę, podając Peterowi wszystkie szczegóły na temat tej lokacji.

W kostiumie Spider-Mana superbohater dociera do nadmorskiej rezydencji Connorsa, która wygląda jak „dom Drakuli”. Niedaleko brzegu widać zacumowany statek. Członkowie załogi rozmawiają o dziwnej śmierci ich kapitana, za którą obwiniają „gościa z ładowni”, którego znaleźli samotnie dryfującego w morzu. Marynarze atakują rozbitka, ten ucieka i chowa się w szalupie. Nocą mężczyzna przemienia się w żywego wampira Morbiusa i zabija wszystkich członków załogi. Po tej zbrodni wyskakuje ze statku i dociera na brzeg, gdzie zauważa rezydencję Connorsa. Morbius chce w niej przeczekać dzień.

Gdy nastaje noc, Morbius zlatuje po schodach i widzi pracującego w laboratorium Spider-Mana. Monstrum chce pożywić się krwią Pająka. Wywiązuje się walka, którą wygrywa Morbius, zrzucając Spider-Mana z piętra. Gdy potwór szykuje się do uczty, do pomieszczenia wchodzi Curt Connors, który przyjechał pomóc Spider-Manowi. Niestety stres i strach przed Morbiusem wywołują w organizmie Connorsa reakcję, która przemienia go w Lizarda…

Recenzja

Świetny komiks, który właściwie wykorzystuje wątek mutacji z poprzedniego numeru. Na stanowisku scenarzysty Stana Lee zastąpił na pewien czas Roy Thomas. Jest on pierwszym twórcą tej serii, który zamiast niego napisał do niej historię. Co najważniejsze, wywiązał się ze swego zadania znakomicie.

Początek komiksu jest niesamowicie zabawny. Obserwujemy Petera Parkera radzącego sobie w nowej, trudnej sytuacji (żywot sześcioramiennego osobnika można chyba za takową uznać, tak na marginesie, Six-Armed Spider-Man wygląda świetnie). Bohater rzuca śmiesznymi komentarzami odnośnie do swojego nowego wyglądu, dowodząc jak ogromne ma poczucie humoru. Kilka tekstów naprawdę wywoła uśmiech na twarzach czytelników. Ostatnio w komiksach Spider-Mana brakowało trochę humoru (trudno się temu dziwić, była przecież żałoba po ważnej postaci), na szczęście wszystko wraca do normy.

Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że cała historia jest zabawna i pełna dowcipów. Od środka komiksu historia nabiera mroczności i tajemniczości. Spider-Man trafia do rezydencji niczym zamek Drakuli i pracuje samotnie w laboratorium jak doktor Frankenstein. Na dodatek na horyzoncie (tak jak w powieści Brama Stokera – na statku) pojawia się nowa, tajemnicza i groźna postać – żywy wampir Morbius.

W moim mniemaniu Morbius to genialna postać i co ciekawe, nie do końca wpasowująca się w dotychczasowy panteon superłotrów. Jest przede wszystkim krwiożerczą istotą działającą z powodu pierwotnego instynktu, jakim jest pragnienie krwi. Jak dotychczas nie spotkałem się w tej serii z takim masowym mordem, jakiego dokonał Morbius. Ok, mamy więc nowego wroga, ale powraca też stary, czyli Lizard! Końcówka zapowiada naprawdę emocjonującą kontynuację. 5 pajączków.

Ocena:

Autor: Dawidos