Marvel Knights: Spider-Man #18
Numer: Marvel Knights: Spider-Man #18
Tytuł: Wild Blue Yonder, Conclusion
Wydawnictwo: Marvel Comics 2005
Data wydania: Listopad 2005
Scenariusz: Reginald Hudlin
Rysunki: Billy Tan
Tusz: Jonathan Sibal
Kolory: Ian Hannin
Litery: Cory Petit
Okładka: Steve McNiven
Asystent redaktora: Cory Sedlmeier
Redaktor: Axel Alonso
Redaktor naczelny: Joe Quesada
Wydawca: Dan Buckley
Cena: $2.99
Przedruk PL: brak
Streszczenie
Bagna Luizjany. Fantastic Four poszukuje kapsuły Ethana, którą wyrzucił w powietrze The Thing.
Nowy York. Spider-Man walczy w siedzibie Owla, w której nieoczekiwanie pojawia się Absorbing Man żądny zemsty na byłym pracodawcy. Gdy Creel zabija byłą wspólniczkę, Owl ucieka. Spidey próbuje powstrzymać oszalałego AM. Wtedy pojawia się latający mężczyzna w czarnym kostiumie, który atakuje Creela. Spidey rozpoznaje w mężczyźnie Ethana, który przyjął nowy pseudonim „The Tiller”. Ethan odlatuje, a Creel ucieka.
Pająk odbiera dwa telefony: jeden od Owla, który kryje się przed AM, a drugi od Reeda Richardsa, który wyjaśnia, że Ethan jest w strasznej kondycji psychicznej, bo nie może pogodzić się ze swoim pochodzeniem.
Daily Bugle. Ethan szuka w Internecie informacji na temat swojej rasy, Skrullów.
Dwie godziny później. Owl szuka protekcji u agentów S.H.I.E.L.D, jednak na umówionym spotkaniu pojawia się tylko Spidey, a wraz z nim AM. W okolicznej fabryce Pająk wylewa na Creela dwie substancje chemiczne, który po zmieszaniu wysadzają AM w powietrze.
W helikopterze S.H.I.E.L.D. Pająk dowiaduje się o ataku Edwardsa na budynek FF. Zjawia się tam wraz z nowymi Avengersami, aby go powstrzymać. Ostatecznie Ethana o byciu „dobrym człowiekiem”, a nie potworem z kosmosu przekonuje ciocia May, która oglądała pojedynek w TV. Spidey radzi Edwardsowi, by wykorzystał swoje moce do leczenia ludzi. Ethan zostaje uzdrowicielem, choć jak mówi Reed nie posiada takich zdolności.
Recenzja
Zakończenie trwającej sześć części historii, która zniechęciła mnie i innych fanów do tytułu Marvel Knights: Spider-Man. Ciężko napisać, że ostatnia część jest najlepsza ze wszystkich, a Reginald Hudlin zrehabilitował się.
Niestety trzyma ona taki sam poziom jak poprzednie. Gdy uświadamiam sobie to, że zmarnowano 6 numerów MKSM na historię, której celem było przekonanie „dużego dzieciaka” z mocami Supermana, że jest dobrym człowiekiem, a nie kretynem z kosmosu, to zalewa mnie krew.
Po przeczytaniu ostatniej części stwierdzam, że cała historia mogłaby się zmieścić w góra 3 numerach. Oczywiście, gdyby scenarzysta nie uraczył nas miernym originem nowego bohatera, pozbawionymi ładu i składu pojedynkami oraz bzdurnymi pomysłami takimi jak przerobienie AM na narkotyki. Mógłbym to wszystko zrozumieć, gdybym miał do czynienia z serią Marvel Age, a nie z tytułem przeznaczonym rzekomo dla dojrzalszych czytelników.
Wszyscy, którzy oczekiwali spektakularnego pojedynku z udziałem Ethana Edwardsa i „głębszego konfliktu duszy” bohatera, srodze się zawiodą. Podobnie jak z wiernością Hudlina wobec poprzednich wydarzeń, scenarzysta nadal ma problemy z zachowaniem kontynuacji, gdyż w jego przekonaniu FF nie wiedzą kim jest ciocia May. Dałbym 1 pajączka, ale dorzucę jeszcze drugiego za przyzwoitej jakości humor. Kilka scen i dialogów jest naprawdę świetnie i zabawnie napisanych. Szkoda tylko, że scenarzyście uleciała główna koncepcja serii Marvel Knights. 2 pajączki.
Ocena:
Autor: Dawidos