Marvel Knights: Spider-Man #16
Numer: Marvel Knights: Spider-Man #16
Tytuł: Wild Blue Yonder, Part Four
Wydawnictwo: Marvel Comics 2005
Data wydania: Wrzesień 2005
Scenariusz: Reginald Hudlin
Rysunki: Billy Tan i Mark Buckingham
Tusz: Jonathan Sibal i Mark Buckingham
Kolory: Ian Hannin i D’Israeli
Litery: Cory Petit
Okładka: Steve McNiven, Mark Morales i Molly Hollowell
Asystent redaktora: Cory Sedlmeier
Redaktor: Axel Alonso
Redaktor naczelny: Joe Quesada
Wydawca: Dan Buckley
Cena: $2.99
Przedruk PL: brak
Streszczenie
Absorbing Man i jego towarzyszka docierają do siedziby Owla, gdzie AM rozprawia się z uzbrojonymi gangsterami pragnącymi zemsty na ich zleceniodawcy. Kobieta namawia Owla, by wykorzystał AM w „innym celu”, bo jest kiepskim najemnikiem. Dziewczyna podaje Creelowi narkotyki i gdy ten zamienia się w ogromną masę kokainy, ludzie Owla rozdmuchują go i pakują kawałki jego ciała do worków, chcąc sprzedać je jako działki kokainy.
W redakcji DB Peter rozmawia z Laurie, która dziwi się jego małżeństwu z MJ. Następnie Parker natrafia na Ethana, którego zabiera do siedziby Fantastic Four. Ethan (teraz nazywany Virtue) zostaje poddany wnikliwym testom. W chwili, gdy przychodzi wiadomość od Hanka, Peter i Virtue ruszają jej tropem.
Razem odnajdują towarzyszkę AM, która ukradła Pająkowi portfel. Ethan rozprawia się z dilerami narkotyków, a Spider-Man odzyskuję zgubę i radzi kobiecie milczeć w sprawie jego tożsamości, jeśli nie chce mieć na głowie S.H.I.E.L.D.. Gdy pojawia się prasa, kobieta ucieka, a Spider-Man zostaje zasypany pytaniami o swojego nowego partnera. Twarz Ethana pojawia się natychmiast w telewizji, co według Petera jest niepokojące.
Bohaterowie wracają do redakcji. Na Ethana czeka rzesza dziennikarzy spragnionych wiedzy na jego temat. W tym czasie Peter otrzymuje telefon od Reeda Richardsa, który informuje go, że Ethan jest Skrullem, a jego misją jest podbicie Ziemi.
Recenzja
Z numeru na numer Marvel Knights: Spider-Man staje się coraz gorszą serią. Jej czasy glorii i chwały pod kierownictwem Marka Millara zniknęły na dobre, zniszczone przez miernej jakości talent Reginalda Hudlina. Czwarta część historii „Wild Blue Younder” jest najgorszą z dotychczas wydanych i niestety potwierdza tezę, że MKSM zamiast być serią dla starszych czytelników zamienia się w coś pokroju Marvel Age Spider-Man.
Komiks otwiera scena ucieczki Absorbing Mana i jego towarzyszki przed gangsterami polującymi na Owla. Naturalnie scenarzysta nie pokusił się o to, by wyjaśnić całą zaistniałą sytuację. Nagle okazuje się, że w ich oczach AM to marnej klasy najemnik, który powinien zostać wykorzystany w inny sposób. Jak dla mnie w sposób dość głupi (w mniemaniu scenarzysty miał być pewnie zabawny) i zupełnie niepasujący do klimatu tej serii komiksowej, który według mnie zaczął ginąć już od MKSM #13.
Dotąd chwaliłem Hudlina za udane próby połączenia wątków z innych serii komiksowych, niestety w tym numerze rozczarowałem się nim także pod tym względem, gdyż według niego Mary Jane Watson należała do paczki dokuczającej Peterowi Parkerowi w szkole Midtown High! Nie wierzę, by żaden scenarzysta biorący się za postać Spider-Mana, nie zapoznał się ze wstępnymi historiami Stana Lee, które krótko można określić jako podstawy pracy nad tym bohaterem. Co gorsza Hudlin wkłada te „profanacyjne” słowa w usta nowej bohaterki, Laurie Lynton, która wiele straciła w moich oczach.
Obecny scenarzysta ma denerwującą tendencję do niszczenia swoich postaci, które początkowo dobrze rokowały na przyszłość. Kompletnym rozczarowaniem i całkowitą porażką okazała się postać Ethana Edwardsa (którego scenarzysta łaskawie obdarowuje w tym komiksie pseudonimem Virtue). Stylizowany wcześniej na mierną podróbkę Supermana z DC Comics osiąga w tym komiksie szczyt kiczu. Poznajemy jego ostateczne pochodzenie, które na zawsze grzebie tą postać. Otóż Virtue jest kosmitą tzw. Skrullem, którego ojciec stworzył wcześniej Super Skrulla, wysłanym na Ziemię w celu jej podbicia. Blablabla, a świstak siedzi i zawija wszystko w sreberka.
Żenady dopełniają beznadziejne rysunki, które w pełni oddają kiczowatość tej historii. W recenzji pominę już krytykę pobocznych wątków takich jak znajomość tożsamości Spider-Mana przez skrytobójczynię Owla. Hudlina oskarżam o wszystko: zniszczenie klimatu MKSM, kiepski rys postaci Petera Parkera, niewiedzę na temat jego wcześniejszych losów oraz zmarnotrawienie potencjału wymyślonych przez niego bohaterów. Nie sądziłem, że nadejdą czasy, gdy wystawię komiksowi z serii MKSM 1 pajączka. A jednak nadeszły.
Ocena:
Autor: Dawidos