Ultimate Spider-Man #67
Numer: Ultimate Spider-Man #67
Tytuł: Jump The Shark
Wydawnictwo: Marvel Comics 2004
Data wydania: Grudzień 2004
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Mark Bagley
Tusz: Scott Hanna
Kolory: J.D. Smith
Litery: Chris Eliopoulos
Okładka: Mark Bagley
Asystent redaktora: Nick Lowe
Redaktor: Ralph Macchio
Redaktor naczelny: Joe Quesada
Wydawca: Dan Buckley
Cena: $2.25
Przedruk PL: Ultimate Spider-Man, Tom 6
Streszczenie
Peter w ciele Logana właśnie rozprawił się z przestępcami. Niestety, zostaje otoczony i aresztowany przez policję, czego świadkami są Logan (jako Peter), MJ, Liz, Flash i Kong i inni uczniowie. Z aresztu „Peter” dzwoni do siedziby X-Men w Xavier’s School for Gifted Youngsters. Wyjaśnia on całą nieprawdopodobną sytuację z zamianą ciał Kitty Pride (Shadowcat). Dziewczyna mówi chłopakowi, że histeryzuje.
Tymczasem Logan (jako Peter) postanawia uwolnić Parkera z więzienia. Nie mając pieniędzy na kaucję, wkłada maskę Spider-Mana i nokautując kilku policjantów, uwalnia Petera (w ciele Logana). Udają się na dach, gdzie obu daje się we znaki napięcie i złość spowodowane niezwykłą sytuacją. Nagle ich uwagę przykuwa Shocker, który właśnie włamuje się do jakiegoś budynku. Bohaterowie zatrzymują włamywacza.
X-Men (Cyclops, Marvel Girl, Shadowcat, Storm, Nightcrawler, Colossus, Rogue) przylatują na miejsce zdarzenia i wtedy Logan zaczyna rozumieć, co się stało. Jean Grey (Marvel Girl) informuje Wolverine’a, że za nachalne podrywanie jej i brak szacunku do niej umieściła telepatycznie jego umysł w miejscu, w którym ten najprawdopodobniej nie chciałby się znaleźć. Jego mózg wybrał… Spider-Mana.
Po prośbach obu bohaterów dziewczyna zamienia ich na powrót miejscami. Gdy mutanci zostawiają Spider-Mana, ten w złości zaczyna bluzgać na X-Men. Po powrocie do domu Peter musi naprawić swoje relacje z Mary Jane po jej spotkaniu z Loganem (w ciele Petera), który proponował jej… miłosne igraszki.
Recenzja
Przedmowa przywraca mi połowicznie wiarę w Briana Michaela Bendisa – dobrze, że nie on wpadł na ten pomysł, źle, że podjął się jego realizacji. Recenzja dla leniwych: komiks jest beznadziejny.
Recenzja dla nadgorliwych: po pierwsze, ta historia nie ma w sobie absolutnie nic, co można by nazwać kontynuacją wątku poruszonego w numerze 65. Rozumiem, że wypadki chodzą po ludziach, ale nawet „Typical Parker Luck” nie przewiduje nagłego problemu z fizycznym położeniem własnego umysłu w obliczu tak wielkiej tragedii, jaką była śmierć Gwen Stacy.
Po drugie… komiks aż odechciewa się czytać! Bendis kontynuować (i, dzięki Bogu, zakończyć) historię musiał, ale podejrzewam, że nawet gdyby połączył siły ze Straczynskim, nie nabrałaby ona blasku. Jest po prostu głupia, niekonsekwentna, i tyle. Dziwnym trafem nikt ze środowiska Parkera (nawet ciocia May) nie zorientował się, że on to nie on. A kłótnia podczas aresztowania? Policja ewidentnie powinna wziąć Parkera pod lupę w kwestii rady o „założenie kostiumu”. O wydostawaniu się zza krat nie wspomnę.
Heh… podejrzewam, że w następnym numerze o całej historii nawet nie napomkną, co będzie najlepszym posunięciem Marvel Ent. w ciągu ostatnich 2 miesięcy. Jedynym plusem tego numeru jest rozmowa telefoniczna z Kitty Pride… z małym zastrzeżeniem – dlaczego ona w to tak szybko uwierzyła?
Ocena: