Ultimate Spider-Man #37
Numer: Ultimate Spider-Man #37
Tytuł: Still
Wydawnictwo: Marvel Comics 2003
Data wydania: Maj 2003
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Mark Bagley
Tusz: Art Thibert
Kolory: Transparency Digital
Litery: Chris Eliopoulos
Okładka: Mark Bagley
Asystent redaktora: Stephanie Moore
Pomocnik redaktora: Brian Smith & C.B. Cebulski
Redaktor: Ralph Macchio
Redaktor naczelny: Joe Quesada
Wydawca: Bill Jemas
Cena: $2.25
Przedruk PL: Ultimate Spider-Man, Tom 3
Streszczenie
Petera dręczą koszmary wywołane kontaktem z czarną mazią. Udaje się do Mary Jane i prosi ją o rozmowę. Zapewnia dziewczynę, że ją kocha, jednak MJ nie jest w stanie powiedzieć mu, co czuje.
W Centrum Naukowym woźna trafia na dziwną, czarną breję, która nagle ją atakuje. Brock odzyskuje tymczasowo ludzką postać. Wraz z pojawieniem się policji staje się Venomem i bez problemu zabija funkcjonariuszy, aby się nimi pożywić.
Siedzący w szkole Peter zauważa za oknem w deszczu dziwną postać i wychodzi na zewnątrz. Parker odkrywa, że dziwne stworzenie to Eddie Brock.
Recenzja
Komiks zaczyna się dziwnymi rysunkami. Dziwnymi, gdyż nie są one utrzymane w klimacie bagley’owskich rysunków, tzn. styl bardzo podobny, ale brakuje tuszu (kontur chociażby) i kolory są takie bardziej dopieszczone. Ten zabieg ma za zadanie zaakcentować fakt, że jest to sen Petera, choć w innych numerach wykorzystują do tego inne techniki.
Podoba mi się cały panel, kiedy to Parker stuka do okna Mary Jane. Są to iście filmowe kadry: oddalenie na śpiącą MJ, po czym zbliżenie na szybę. Kadrowanie i narracja bardzo szczegółowa, stąd ta scena tak mi przypadła do gustu. Wychodzę z założenia, że komiks zyskuje na wartości, gdy animacja jest bardziej szczegółowa. Lepiej oddziałuje na czytelnika, więc przekaz jest czytelniejszy, a i wrażenie (czyli pozorna animacja tworzona w głowie) dużo lepsze. Nie ukrywajmy, że Bendis i Bagley (brygada BB) są profesjonalistami, toteż bawią się serią i raz po raz dodają tego typu smaczki oraz bardziej przemyślane akty.
Podobny zabieg jest wykorzystany podczas rozmowy dwójki nastolatków. Mamy tu mnóstwo zbliżeń na twarze. Konwencja tej wymiany zdań jest utrzymana w stylu rodem z telenowel, gdzie są same zbliżenia, gdyż tego typu seriale zazwyczaj składają się z samych rozmów. Nie uważam to za złe, wręcz przeciwnie. Bagley bawi się tutaj perspektywą i punktami odniesienia. Mamy widok z góry, z ukosa, z boku, zbliżenie na oczy, oddalenie zza pleców Petera, zbliżenie na połowę twarzy itd. Bagley udowadnia, że nawet nudną rozmowę można bardzo urozmaicić, korzystając tylko z wyobraźni.
Mamy w końcu narodziny Venoma!!!
Dzięki temu numerowi potwierdzam różnice między Ultimate Venomem, a Venomem. Chodzi mi tu o fakt, że symbiont z tego komiksu nie jest do końca czarny, lecz jego barwa to ciemny odcień fioletu. Do tego nie ma białego symbolu pająka na klacie i plecach (może z czasem dojdzie). Mamy tutaj więc do czynienia z inną postacią, już nawet zewnętrznie inną od swojego pierwowzoru z oryginalnego uniwersum.
Zwróćcie uwagę na temat poruszony w radiu. Mowa tu o zdarzeniach, które miały miejsce w Ultimates #5. Radują mnie takie odnośniki do innych serii, gdyż dzięki temu mamy ciągle wrażenie, że to wszystko dzieje się w jednym świecie. Poza tym ktoś, kto kolekcjonuje sobie komiksy z uniwersum Ultimate, może dzięki tym nawiązaniom uszeregować sobie chronologicznie wszystkie wydarzenia mające miejsce w tym świecie.
Zaciekawił mnie sposób przedstawienia krzyku czarnej sprzątaczki, pochłanianej przez Venoma. Napis w dymku wychodzi poza ramki tego dymku (tekst z białym konturem), po czym cienką linią przechodzi do następnego napisu, który jeszcze bardziej występuje poza przestrzeń formy chmurowej (tekst już bez białego konturu). Ja to rozumiem w ten sposób, że kobieta krzyczała na raty: za pierwszym razem głośno, przerwa na oddech i jeszcze głośniejszy krzyk. Natężenie głośności krzyku wnioskuję przez większe wyjście napisu z dymku (formy chmurowej), ale także poprzez zwiększoną czcionkę. Linia łącząca oba napisy jest również dość wymowna. Jest to pomost między jedną kwestią tej postaci, a drugą, gdzie pomiędzy nimi, jak widać na rysunku, Venom właśnie rzuca się na nią. Kiedy coś silnego uderza nas w klatkę piersiową (patrz kadr), do tego zarzuca nami do tyłu, na pewno stracilibyśmy oddech, a wszelkie głosy zostałyby na chwilę przerwane lub stłumione. W skrócie mamy tu do czynienia z animacją wewnątrzkadrową, która niestety wymaga od czytelnika wiedzy o języku komiksowym (kto powiedział, że komiksy są dla debili??!!).
Zakończenie komiksu jest tradycyjne: dwóch wrogów spotyka się i właśnie mają rozpocząć walkę, która będzie poprowadzona dopiero w następnym odcinku. Ach, jak ja lubię takie komercyjne zagrywki. Owszem, zmuszają one do kupienia kolejnego komiksu, lecz z drugiej strony każdy lubi to oczekiwanie na następny numer, a i tak wszyscy czytelnicy ze spokojem zainwestują swoje fundusze w następny zeszyt.
Ocena: