Spider-Man 2099 #42
Numer: Spider-Man 2099 #42
Tytuł: Earth
Wydawnictwo: Marvel Comics 1996
Data wydania: Kwiecień 1996
Scenariusz: Peter David
Rysunki: Andrew Wildman
Tusz: Bill Sienkiewicz
Kolory: Megan McDowell
Litery: Ken Lopez
Okładka: Andrew Wildman
Redaktor: Bobbie Chase
Cena: $1.95
Przedruk PL: Brak
Streszczenie
O’Hara uczestniczy w posiedzeniu zarządu nie kryjąc znudzenia i obrzydzenia w stosunku do jego członków, których ocenia jako chciwych egoistów. Odprawia wszystkich z kwitkiem, po czym kontaktuje się z działem kadr, by dopytać o upragnioną asystentkę. Gdy Miguel rozłącza się, do biura zgłasza się kandydatka na wolne stanowisko.
W slumsach odbywa się marsz protestacyjny związków zawodowych. Na czele strajkujących stoi człowiek-legenda, potężny Boru. Tysiące ludzi kieruje się pod siedzibę korporacji Alchemax, by zamanifestować siłę zjednoczonych mieszkańców podmiejskich dzielnic.
Miguel wyjeżdża na miasto służbową limuzyną, by odwiedzić Xinę, planując zaoferować jej posadę szefa departamentu do spraw kontaktu z obcymi formami życia. Ze względu na zablokowane drogi i ogarniający miasto chaos, resztę drogi pokonuje przebrany w kostium Spider-Mana, do którego czuje się coraz bardziej przywiązany. Po dotarciu do mieszkania przyjaciółki okazuje się, że wyjechała bezpowrotnie. Mig zrezygnowany wraca do firmy na kolejną rundę starcia z natarczywymi interesantami. Zamknąwszy za sobą drzwi do swego biura nagle zauważa, iż zgiełk w hallu zupełnie ustaje. Zaciekawiony wychodzi na zewnątrz i ze zgrozą w oczach poznaje swoją nową sekretarkę – Conchatę. Matka, motywując swoją niecodzienną decyzję, przyznaje się do postrzelenia Tylera. Zwierza się również synowi, że jest świadoma jego drugiej tożsamości super-bohatera. Nie mogąc udźwignąć tak przytłaczających faktów O’Hara oddala się na dach budynku, by pozbierać myśli. Z góry dostrzega piętrzący się u wejścia tłum protestujących. Postanawia jako Spider-Man wysłuchać żądań zgromadzonych desperatów. Od Boru dowiaduje się, iż ignorancja ze strony nowego szefa Alchemaxu popchnęła uciśnionych mieszkańców slumsów do demonstracji siły.
Dochodzi do pojedynku pomiędzy przywódcą strajku i Pajęczakiem. Miguel dość szybko zdaje sobie sprawę z beznadziejności sytuacji – niezależnie od wyniku konfrontacji może dojść do zamieszek na szeroką skalę. Wycofuje się zatem, by jako lider korporacji stawić czoło manifestacji. Tymczasem na drodze Boru, zamierzającego szturmować wraz z protestującymi siedzibę Alchemaxu, staje Conchata. Niepozorna kobieta poskramia groźnego osiłka swoją stanowczą postawą, negocjując dla O’Hary dodatkowy termin rozmów z przedstawicielami ludności slumsów. Strajk dobiega końca.
Recenzja
Zacznę od krótkiego ukłonu w stronę dwójki bez sternika, Wildmana i Baskervilla. Klasyczny motyw rozdarcia tytułowego bohatera pomiędzy dwie osobowości, z których każda stara się wyrwać dla siebie jak największy kawał z życia Miguela. Na tym etapie rozwoju wydarzeń w życiu O’Hary trudno powiedzieć czy pozostał jeszcze sobą, czy tylko okazyjnie zakłada maskę niepokornego syna Conchaty, czując się już w pełni wiernym naśladowcą Petera Parkera.
Jak powiedział Mig na jednej z pierwszych stron sytuacja wymaga dobrej perspektywy i ja takową znalazłem. Spider-Man 2099 #17 to odpowiedni moim zdaniem punkt odniesienia. W pierwszym i drugim przypadku mamy do czynienia z chybotliwą i nadgryzioną fabułą, którą wzmocnić powinna obfita porcja dobrego humoru. Bloodhammer, przykład kariery od zera do lokalnego bohatera, choć był prostakiem potrafił rozbawić do łez. Legendarny Boru, o którym podmiejskie związki zawodowe, wzorujące się na ruchu polskiej Solidarności, przypomniały sobie w momencie, gdy Peter David, skrajnie wycieńczony z braku świeżych pomysłów, zawołał rozpaczliwym głosem o pomoc,… zgubiłem wątek z początku zdania… tak więc Boru – dziecko eksperymentów podobnych do tych, które nadłamały, i tak już wątpliwej kondycji, psychikę odrażającego Vulture’a i fanatycznej bandy Packrata czczącej gadającego konia (Spider-Man 2099 #29–#30),… znowu zapodział się wątek… a więc Boru wszczynający z bliżej nieokreślonych przyczyn bójkę ze Spider-Manem – jeden z najbardziej pozbawionych sensu pojedynków w historii tej serii,… Boru zwyczajnie nie jest śmieszny. Właściwie nawet Conchata przestała wyzwalać na mojej twarzy skurcz mięśni pospolicie zwany uśmiechem. I jeszcze ten niesmaczny dowcip, a właściwie kpina z podstarzałej cioci May, której wkład w serię podstawową jest nieoceniony. Może tak działa na mnie nieszczęsny Sienkiewiczowski styl (patrz Spider-Man 2099 #40), ale jestem zdegustowany.
Całą treść komiksu znów można zapuszkować w jednym zdaniu: „Nowo zatrudniona sekretarka w biurze Miguela powstrzymuje falę protestujących mieszkańców slumsów”. Po czarnej, jak Venom, nocy powinien przyjść dzień, no i przyszedł, ale taki szary, mglisty i bez wyrazu. Podtrzymuję tendencję spadkową oceniając komiks na 2 pajączki.
Ocena:
Autor: Doogy