Spider-Man 2099 #41
Numer: Spider-Man 2099 #41
Tytuł: Despair
Wydawnictwo: Marvel Comics 1996
Data wydania: Marzec 1996
Scenariusz: Peter David
Rysunki: Andrew Wildman
Tusz: Stephen Baskerville
Kolory: Megan McDowell
Litery: Ken Lopez
Okładka: Andrew Wildman
Redaktor: Bobbie Chase
Cena: $1.95
Przedruk PL: Brak
Streszczenie
Miguel pod obstawą uzbrojonych żołnierzy przybywa do Waszyngtonu, by na własne oczy ujrzeć ruiny Białego Domu pozostałe po zamachu stanu, dokonanym przez korporacje na prezydencie Doom’ie (2099 A.D. Apocalypse). Pośród zgliszczy odnajduje tabliczkę z biura ministerialnego swojego prawdziwego ojca.
Stone na wózku inwalidzkim przyjeżdża do laboratorium, gdzie przetrzymywany jest jego syn Kron. Pełen wzgardy i wstrętu względem własnego potomka nakazuje zabicie go, niczym laboratoryjnego szczura. Ku swojemu zdziwieniu spotyka się z odmową przez wzgląd na utratę dawnego stanowiska na korzyść O’Hary. Postanawia przekonać nowego szefa Alchemaxu.
Patrolując miasto, Miguel natrafia na bandę Thorytów palących na stosie jednego z czcicieli kultu Spider-Mana. Oburzony i zszokowany staje w obronie bezbronnej ofiary. Fanatyczni wyznawcy boga piorunów atakują go oskarżając super-bohatera o jego podporządkowanie korporacjom i zupełnie zapominając o przeszłości, za którą są winni raczej wdzięczność niż nienawiść. Nagle pośród hołoty O’Hara dostrzega mężczyznę noszącego wcześniej kostium Vulture’a. Okazuje się, że groźny przeciwnik wyszedł cało z pamiętnego pojedynku. Gdy na miejsce przylatują służby bezpieczeństwa, by zdusić zamieszki, staje się jasne, iż pomoc przybyła zbyt późno. Wycieńczony Kenny (Spider-Man 2099 Annual #1), gorący poplecznik i naśladowca Spider-Mana, umiera zakatowany przez swoich oprawców.
W podmiejskim kościele znajdującym się pod opieką D’Angelo pojawia się znowu Net Prophet, po długim czasie nieobecności. Przytłoczona tragedią swojej siostry Jennifer znajduje ukojenie w ramionach przybysza, z którym łączy ją szczególna zażyłość, zbudowana podczas długich wspólnych rozmów.
Pełen frustracji Gabriel i jego matka Conchata przygotowują się do uroczystości pogrzebowych Dany.
Do gabinetu Miguela przyjeżdża Tyler szukając poparcia dla swojej decyzji o pozbyciu się byłego nosiciela Venoma. Wobec protestu ze strony rozmówcy, Stone deklaruje chęć natychmiastowego odzyskania utraconej posady, tłumacząc się potrzebą spłacenia długu wobec bliskiej sercu Dany.
W trakcie ceremonii pogrzebowych najbliżsi żegnają zmarłą Danę – każdy na swój sposób, w kilku zdaniach. Kolejno przemawiają siostra Jennifer, Gabriel i Xina. Gdy przychodzi kolej na Miguela, nie jest on w stanie wydusić z siebie pojedynczego słowa widząc wszędzie wokół twarz narzeczonej. Stłumiony własnym wzruszeniem odchodzi w ustronne miejsce, by zebrać myśli. Wtem, zauważa nieopodal kobietę czuwającą przy jednym z grobów z maską Spider-Mana w dłoniach. Kojarząc fakty identyfikuje ją jako Loreen – ukochaną Kenny’ego. Loreen opowiada mu jak jej mąż niezłomnie wierzył w potencjał podziwianego super-bohatera i jego wpływ na kształtowanie lepszej przyszłości świata.
Następnego dnia podczas rozmowy ze Stonem, O’Hara oznajmia mu, że nie złoży swego urzędu w ręce byłego szefa Alchemaxu, nosząc się z zamiarem wykorzystania stanowiska do zmiany polityki korporacji na prospołeczną. Pozbawiony władzy i postawiony pod murem Tyler ujawnia łączące ich więzy krwi. Na Miguelu oświadczenie ojca nie robi najmniejszego wrażenia (Spider-Man 2099 #25).
Recenzja
I znowu duet Wildman-Baskerville przygotował na czołowej stronie numeru prawdziwą ucztę dla oka. Okładka jest w moim skromnym mniemaniu majstersztykiem. „Strzeż się Spider-Manie 2099! Goblin Cię dopadnie!” – krzyczą jaskrawe nagłówki wysuwające się na pierwszy plan dramatycznej sceny ukazującej naszego ulubionego pajęczaka (chociaż niekoniecznie w ulubionym wcieleniu) schwytanego w szpony złowieszczego złoczyńcy o złowrogim i złośliwym spojrzeniu (kumulacja przedrostka zło- ma tutaj na celu spotęgowanie atmosfery grozy). Dochodząc wreszcie do kącika korespondencyjnego na końcu komiksu zastanawiamy się, gdzie podział się tytułowy Goblin. Tani chwyt reklamowy, choć w najlepszym wydaniu.
Parafrazując pierwsze słowa, jakie padają z ust Miguela w tym odcinku: „Nazywam się Doogy, recenzent nad recenzentami. Spójrz na ten komiks o wielki czytelniku i… rozpaczaj!” Postanowiłem zgłębić znaczenie angielskiego „despair”, by lepiej zrozumieć zamysł autorów, a szczególnie scenarzysty. Otóż owo słówko oprócz silnego powiązania z uczuciem rozpaczy można także przetłumaczyć jako „stracić nadzieję”. Zaiste tytuł komiksu oddaje jego ponury przekaz. Wszystkim balansującym na życiowej krawędzi i spoglądającym w głęboką depresję przepaści przygnębienia (Mickiewicz nie powstydziłby się tego zlepku wyrazów), wiecznym pesymistom i tym cierpiącym na apatię z powodu niedoboru Sanostolu we krwi (przed spożyciem skonsultuj się z lekarzem, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany… czy coś na tę nutę) stanowczo odradzam ten numer. Front burzowy zgromadził się nad futurystycznym Nowym Yorkiem zasłaniając zupełnie życiodajne słońce i pozbawiając bohaterów komiksu resztek uśmiechu. Wokół zapanował iście dekadencki nastrój. Zgliszcza imperium Doom’a, bezduszność Tylera wobec swojego syna Krona, skandaliczny mord na niewinnym i bezbronnym Kenny’m, kryzys wiary u Jennifer D’Angelo, obłęd Gabriela złorzeczącego samemu Bogu, postawa Miguela zdławionego własnym żalem, który w gruncie rzeczy dość szybko pryśnie, jak się później okaże (taki miniaturowy spoiler). Nie jestem człowiekiem dopatrującym się wszędzie na siłę przejawów hedonizmu lub symptomów optymizmu, ale czułem się wprost przybity po przeczytaniu tego numeru. Spodziewałem się, że śmierć Dany zostanie uczczona bardziej świetlistym akcentem.
Łudzącym się wciąż, iż być może nastąpi jeszcze kontynuacja opowiastek „Młody Miguel O’Hara”, mogę z czystym sumieniem oznajmić, że do tego najzwyczajniej w świecie nie dojdzie. Zresztą seria liczy tylko 46 numerów, więc wkrótce finał!
Jako wyraz mojego sprzeciwu wobec atmosfery, w jakiej utrzymany jest bieżący odcinek, ale również jako sygnał alarmowy dla redakcji, do przebudzenia się z letargu rozpoczętego w chwili ukończenia sagi o Venomie, wystawiam z troską o utrzymanie wysokiego poziomu 2,5 pajączka.
Ocena:
Autor: Doogy