Spider-Man 2099 #36
Numer: Spider-Man 2099 #36
Tytuł: Venom
Wydawnictwo: Marvel Comics 1995
Data wydania: Październik 1995
Scenariusz: Peter David
Rysunki: Keith Pollard
Tusz: Brad Vancata
Kolory: Megan McDowell
Litery: Ken Lopez
Okładka: Jae Lee
Redaktor: Bobbie Chase
Cena: $1.95
Przedruk PL: Brak
Streszczenie
Podczas, gdy Spider-Man i Venom „zajęci sobą nawzajem” wypadają przez szpitalne okno, Dana aranżuje przy pomocy służby medycznej przeniesienie w bezpieczne miejsce nieprzytomnego Stone’a. Żrący kwas, jakim pokryty jest przeciwnik, jego zdolności transformacji tkanki symbiontu w dowolną broń oraz zupełna nieprzewidywalność i odporność na obrażenia sprawiają, że Miguel odczuwa narastającą bezsilność.
Do apartamentu Miga przychodzi Xina. Od Lyli dowiaduje się o propozycji stanowiska szefa Alchemaxu złożonej nieobecnemu gospodarzowi domu oraz o częściowo nieudanym zamachu na życie Tylera.
Spider-Man stara się zyskać na czasie, wymykając się zręcznie z rąk monstrum, jednak Venom postanawia zmienić reguły gry i to on zaczyna uciekać superbohaterowi, zagrażając życiu niewinnych ludzi pracujących w placówce medycznej. Próbując go powstrzymać Miguel staje twarzą w twarz z potworem. Oponent okazuje się po chwili dużo silniejszy i bardziej zwinny niż O’Hara przypuszczał. Poturbowany i upokorzony syn Conchaty zostaje wyrzucony przez okno i ląduje na poduszce z pajęczyny przygnieciony gruzem z osłabionej konstrukcji budynku. W międzyczasie Venom powraca do pokoju Stone’a, by dokończyć żywot znienawidzonego ex-lidera korporacji Alchemax. Na miejscu natrafia na silny opór policji rządowej. W krótkim czasie dochodzi do istnej masakry, gdy symbiont dziesiątkuje szeregi nieświadomych zagrożenia funkcjonariuszy.
Xina wciąż usiłuje skontaktować się z Miguelem, dzwoniąc do jego matki. Od Conchaty dowiaduje się, że żaden z synów nie pojawiał się ostatnio w jej mieszkaniu.
Spider-Man z trudem wydostaje się spod sterty gruzu i powraca do szpitala tylko po to, żeby zorientować się, iż monstrum gdzieś przepadło, pozostawiając za sobą pasmo trupów i ludzkiego nieszczęścia. Dochodzi do wniosku, że głos wydobywający się z paszczy potwora jest mu bliski i znajomy.
W dzielnicy slumsów Kasey wychodzi na spacer i natychmiast spotyka Gabriela. O’Hara po raz ostatni usiłuje zażegnać konflikt pomiędzy parą byłych kochanków, lecz Nash ignoruje go i ostatecznie przekreśla to co ich łączyło. Gabe sugeruje jej wyraźnie, że pożałuje swojej decyzji.
Mig kontaktuje się z Xiną ze swojego biura szefa Alchemaxu. Dziewczyna niezwłocznie rozłącza się i kieruje swe kroki do siedziby korporacji, aby wybić mu z głowy nieodpowiedzialną decyzję o przyjęciu tej posady. Winston informuje Miguela o objęciu ochroną Dany i Stone’a. O’Hara, przygotowując sobie mowę usprawiedliwiającą z okazji przyjścia Xiny, przekazuje cyborgowi dyspozycje dotyczące zebrania danych na temat przeszłości istoty zwanej Venom oraz zielonego światła dla wszelkich działań Spider-Mana w mieście w odniesieniu do wcześniejszych rozkazów Public Eye. Jako nowy szef korporacji Mig postanawia powiadomić o swoim „awansie” matkę. Conchata przyjmuje ten fakt z zadziwiającym opanowaniem. Po zakończeniu rozmowy z synem kobieta ze stoickim spokojem wyłącza dyktafon, na którym wcześniej nagrała notatkę głosową dla swoich dzieci, po czym wyciąga z torebki pistolet, by popełnić samobójstwo. Z pokoju dobiega głuchy odgłos wystrzału.
W swoim nowym biurze starszy z braci O’Hara nieumiejętnie i pokrętnie tłumaczy Xinie motywy swojej kontrowersyjnej decyzji. Dialog zostaje przerwany, kiedy Winston informuje o skompletowaniu danych dotyczących przeszłości Venoma. W chwilę potem obwody elektryczne wypełniające wnętrzności cyborga zostają rozerwane przez nagły atak symbionta. Widząc ignorancję ze strony Miguela zainteresowanego świeżą porcją wiadomości o swoim przeciwniku, obrażona Xina wychodzi bez chwili zwłoki z biura. W hallu spotyka Danę, która właśnie przyszła z wizytą.
Wałęsając się po uliczkach slumsów pogrążona w głębokim rozmyślaniu Kasey zostaje nagle zaczepiona przez mroczną postać do złudzenia przypominającą Vulture’a. Osobnik chce ją wykorzystać, by zwabić Spider-Mana w pułapkę.
Niezręczną ciszę, jaka zapanowała w hallu przerywa przeraźliwy krzyk po tym, jak kobiety nieomal równocześnie dostrzegają brutalnie zamordowanego Winstona. Miguel natychmiast rzuca się na ratunek. Gdy wypada przez drzwi biura staje sparaliżowany, widząc Venoma ściskającego w swych mackach Danę i Xinę. Symbiont stawia go przed makabrycznym wyborem: Mig ma zadecydować o tym, która pozostanie przy życiu.
Recenzja
Sztab pracujący nad aktualnym numerem wzbogacił się o dwóch nowych członków, kosztem odejścia Andrew Wildmana oraz Stephena Baskerville’a. Swoje pierwsze kroki w serii Spider-Man 2099 stawiali Keith Pollard i Brad Vancata. Najwięcej na tej zmianie ucierpiały kobiety, gdyż zupełnie straciły na swojej urodzie (niekorzystny „face-lifting”) oraz Venom, który w tym wydaniu wygląda bardziej groteskowo niż groźnie. Styl grafiki tego odcinka był w efekcie, moim zdaniem, nieco trudny do strawienia.
Słowo o Venomie. Moim zdaniem daleko mu do pierwowzoru, który bez wątpienia jest szczególnym charakterem w oryginalnym wydaniu. Ilość miejsca poświęcona Eddie’mu Brock w prasie Marvela jest wręcz oszałamiająca – żaden z czarnych charakterów (chociażby z otoczenia Spider-Mana) nie doczekał się tak wielu Spin-offów, czyli niezależnych serii, w których odgrywałby pierwsze skrzypce. Tamten Venom jest krótko mówiąc ewenementem na skalę chyba już 70-letniej działalności wydawnictwa. Czy jego futurystyczny odpowiednik zasłużyłby sobie na zaszczytne miejsce w honorowej loży godnych nosicieli symbionta, obok Petera Parkera i wcześniej wspomnianego Eddie’go? Moim zdaniem zdecydowanie nie! Winą za taki stan rzeczy nie można oczywiście obarczać pasożytniczego organizmu o konsystencji czarnej, lepkiej mazi. Powodem niepierwszorzędnego występu tego antybohatera jest raczej niestabilna osobowość człowieka „spod spodu”. U Brocka niezrównoważenie, gdy wykrzykiwał: „Zjem Twój mózg”, mieszało się z zadziwiającą, choć indywidualnie rozumianą, wrażliwością sumienia i była to zaiste intrygująca synteza osobowości. Tutaj, według mnie, mamy bezsensowną rzeź powodowaną skrajnym brakiem skrupułów, zmiksowaną z czarnym humorem nie wzbudzającym odrobiny uśmiechu. Ten Venom nie wskrzesi raczej w nas nawet cienia sympatii, aczkolwiek jego pojawienie się może spowodować nieoczekiwane i zaskakujące zmiany w życiu Miguela.
Pociągnę wątek konfliktu pomiędzy Gabrielem i Kasey. Ona byłaby i tak zbyt dumna żeby przyjąć przeprosiny i jej zachowanie jest zgodne z pewnym szablonem, w jaki wpisuje się jej buntownicza osobowość, jakkolwiek nie umniejszam tutaj krzywdy wyrządzonej jej przez kochanka konsekwentnie oszukującego ją. Choć jego oszustwo jest raczej owocem strachu i obawy o utratę bliskiej osoby niż wyrachowania, należy mu się nagana za postawę niegodną i stereotypową (chyba w większości filmów ubogaconych o nieszczęśliwy wątek miłosny, rozstanie zakochanych wiąże się z nadużyciem zaufania drugiego człowieka – zaufanie to konstrukcja wyjątkowo krucha i jednocześnie trudna w odbudowie). Zwróćmy uwagę jak utracona miłość wywołuje w nim dynamiczną przemianę. Jego rozpacz przemienia się w determinację, a wreszcie w napastliwość. Odzyskanie nieosiągalnej już dla niego Nash staje się powoli jego obsesją.
I tym razem objętość komiksu nie pomieściła (zapewne celowo) dodatku podejmującego tematykę lat młodzieńczych Miguela. W zamian za to otrzymaliśmy pełnowymiarową historię – drugą część sagi o czarnym jak noc symbiocie.
Zarządzam minutową ciszę, jako wyraz pamięci o potencjalnie (brakuje dowodów) nieżywej matce braci O’Hara. Będzie nam brakować wyrazistości, z jaką Conchata ubogacała kolejne odcinki serii.
Biorąc na „kanał recenzencki” aktualny odcinek zamierzałem się przekonać o tym, czy Venom nie będzie wyłącznie atrakcyjną, lecz pustą reklamą podbijającą miesięczną sprzedaż. Finalnie, w mojej ocenie, jego rola jest niebanalna, ale nie wzbudza też zachwytu. Jego kreacja jest nietuzinkowa, ale dzieli go przepaść od najsłynniejszego z wcieleń symbionta. Tym razem daleko spada jabłko od jabłoni… A zatem dziś surowo: 3 pajączki!
Ocena:
Autor: Doogy