Spider-Man 2099 #2
Numer: Spider-Man 2099 #2
Tytuł: Nothing Ventured
Wydawnictwo: Marvel Comics 1992
Data wydania: Grudzień 1992
Scenariusz: Peter David
Rysunki: Rick Leonardi
Tusz: Al Williamson
Kolory: Noelle Giddings
Litery: Rick Parker
Okładka: Rick Leonardi
Redaktor: Tom Defalco
Cena: $1.25
Przedruk PL: Brak
Streszczenie
Apartament Miguela O’Hara. Miguel przypomina sobie podczas rozmowy z Lylą, jak trudno było mu uwierzyć w to, co się stało tak niespodziewanie i jak bardzo był oszołomiony po eksplozji. Ciąg dalszy retrospekcji wydarzeń sprzed kilku dni. Miguel przeszedł pewnego rodzaju przemianę w wyniku mutacji. Zamroczony i zdezorientowany słyszy nagle głos przełożonego, Aaarona. Roztrzęsiony Aaron sięga instynktownie po broń, obawiając się ataku ze strony mutanta i pamiętając doskonale nieudany eksperyment na człowieku (Spider-Man 2099 #1). Zaczyna strzelać w kierunku Miguela, ten jednak zręcznie unika pocisków, próbując w międzyczasie powstrzymać swojego kierownika. Niefortunnie jedna z kul trafia w zbiornik z łatwopalną substancją, w wyniku czego dochodzi do potężnej eksplozji, która doszczętnie niszczy laboratorium, wyrzucając obu bohaterów przez powstałą w ścianie wyrwę. Miguel szczęśliwie łapie się krawędzi, a drugą ręką chwyta Aarona. Próbuje uratować swojego przeciwnika, jednak nie zdaje sobie sprawy, że na jego dłoniach w efekcie mutacji pojawiły się pazury, które brutalnie wbijają się w rękę Aarona. W panice Delgato zaczyna się szamotać. W końcu wyrywa się z uścisku O’Hary, spadając z wysokości co najmniej kilkudziesięciu pięter. Dopiero wówczas Miguel zaczyna z przerażeniem zauważać zmiany w swojej anatomii. Tymczasem na piętro dostaje się grupa przedstawicieli służb porządkowych Public Eye (organizacja poznana na samym początku Spider-Man 2099 #1).
Zaszczuty w ślepym zaułku, zdając sobie sprawę, że nieświadomie stał się przedmiotem eksperymentu z materiałem genetycznym Spider-Mana i obawiając się własnego dziwactwa, O’Hara podejmuje pochopną decyzję o samobójstwie. Skacze więc przez tą samą wyrwę, przez którą wcześniej wyleciał Aaron. Dopiero lecąc na spotkanie śmierci trzeźwieje i zaczyna pojmować swoje położenie. Histerycznie chwyta się ściany budynku i… ku własnemu zaskoczeniu po chwili zatrzymuje się na swoich pazurach. Wtedy zauważa, że ma do dyspozycji porównywalne wypustki na stopach. Powoli i ostrożnie zaczyna wspinać się, zwalczając paraliżujący lęk wysokości. W tym samym czasie wokół gmachu Alchemaxu gromadzą się jednostki zmotoryzowane Public Eye oraz sterowce straży pożarnej. W końcu Miguel dociera na dach i zaczyna analizować zaistniałą sytuację. Nie wiedząc co dalej niespodziewanie dostrzega przelatującego nieopodal na lotni przebranego w strój Thora śmiałka wykrzykującego przez megafon propagandowe hasła przeciwko tyranii Alchemaxu. Korzystając z zaistniałej okazji O’Hara „dosiada się na gapę”. Oboje oddalają się z miejsca wypadku, po czym niezbyt finezyjnie lądują w pobliskim zaułku. Naśladowca Boga Piorunów, biorąc Miguela za Spider-Mana, proponuje mu strzępki lotni jako maskę dla ukrycia tożsamości przed służbami porządkowymi. Wdzięczny za otrzymaną pomoc, choć nieco skołowany Miguel kieruje się w stronę swojego mieszkania.
Siedziba Alchemaxu, kilka pięter ponad zdewastowanym laboratorium. Tyler Stone prowadzi video-konferencję z tajemniczym Tigerem Wilde na temat niepowodzenia zamachowca wysłanego do Latverii i rzekomych powiązań Alchemaxu z misją niedoszłego zabójcy. Po burzliwej wymianie zdań wzywa do siebie jednego z naukowców i upomina się o wizytę cyborga o imieniu Venture. Równolegle wspomniany Venture zaczyna dochodzenie w obrębie strefy zniszczeń za pomocą skanera podczerwieni. Dostrzega ślady Miguela oraz zwłoki Aarona kilka kondygnacji poniżej. W międzyczasie Tyler Stone krytykuje jednego z naukowców za nieudaną misję szpiegowską wspomnianego wcześniej zamachowca. Na miejsce przychodzi Venture i prezentuje rekonstrukcję zdarzeń w laboratorium dokonaną poprzez interpolację obrazów podczerwieni. Stone zleca Venture’owi odnalezienie zbiega.
Apartament Miguela. Miguel budzi się rano w swoim apartamencie i ku swojemu ogromnemu przerażeniu spostrzega, że to, co go spotkało nie było wyłącznie koszmarem. Zauważa również, że wyrosłe pazury nie wyrządzają szkody jemu samemu. Na jego tropie jest już Venture. Do mieszkania Miguela dzwoni brat Gabe, zapowiadając swoją nieodwołalną wizytę, by wyjaśnić wszystkie wydarzenia ostatniej doby. Zrezygnowany O’Hara swoją uwagę poświęca odnalezieniu ubrań, które nie rozdarłyby się w strzępy przez pazury. Jedynym słusznym wyborem jest kostium (w Spider-Man 2099 #1 można było rzucić na niego okiem) z włókna o niestabilnych molekułach – przebranie na miniony festiwal zmarłych w Meksyku. Miguel wypija szybką kawę, po czym pojawia się Gabe. Tymczasem Venture odnajduje strzępy lotni.
Rozmowa z Gabem przypomina raczej monolog wygłoszony przez stroskanego i zaniepokojonego brata. Popchnięty nagłym przeczuciem Mig spogląda przez okno i dostrzega zbliżającą się sylwetkę znajomego cyborga. Spławia szybko Gabe’a i decyduje się na taktyczny wybieg mający na celu wprowadzenie w błąd nieomylnej aparatury cyborga i ochronę tożsamości. Szybko przypina sobie do kostiumu resztki materiału ze zniszczonej lotni, by zapewnić sobie sterowność w powietrzu, po czym wyskakuje przez okno licząc, że tajemniczy Spider-Man i Miguel O’Hara nie zostaną ze sobą powiązani. Szczęśliwie osiąga swój cel, powalając na ziemię jednym solidnym kopnięciem Venture’a. W powietrzu zanosi się na pojedynek…
Recenzja
Druga i przedostatnia część historii o początkach i korzeniach Spider-Mana w wydaniu futurystycznym okazuje się być… świetną kontynuacją pierwszej części! Wszystko powoli układa się w finezyjną całość, choć autorzy scenariusza zaczęli otwierać sobie furtki do dalszych odcinków, na przykład poprzez fragment dotyczący egzekucji na szpiegu i zamachowcu w Latverii. Jaki ma to związek z Miguelem? Tego dowiemy się zapewne nieco później. Dało się odczuć, że jest to zaledwie podrażnienie jednej z najbardziej pożądanych cech wśród czytelników, która to podbija czasami kilkakrotnie zyski ze sprzedaży komiksów, czyli mówiąc wprost zwykłej, ludzkiej ciekawości. Pożywką dla niej jest szereg wciąż nasuwających się pytań, a wrażenie, iż nie wszystkie odpowiedzi czekają tuż za rogiem okładki kolejnego numeru, jest jak najbardziej poprawne.
Venture jest raczej niewygórowanym przeciwnikiem dla Miguela. Myślę, że to dobry pomysł, żeby w roli przeciwnika postawić po prostu jednego z wyszkolonych najemników zamiast potężnego mutanta lub niezniszczalnego robota. W końcu Mig jest jeszcze nieokrzesanym żółtodziobem, którego doświadczenie w walce jest bliskie zeru. Zaplanowałem, że z okazji zakończenia genezy przytoczę krótki rys osobowościowy bohaterów komiksu, których można było spotkać na stronach wprowadzającej trylogii. Zrobię to przy recenzji trzeciego numeru.
Strasznie rozbawił mnie humor sytuacyjny oraz zabawne powiedzonka stosowane zarówno przez O’Harę (przez niego szczególnie) jak i przez innych członków obsady. Scena z pseudo-poplecznikiem Thora oraz kilka chwil z ciocią May – podstarzałą, lecz niezmiennie popularną i lubianą bohaterką serii podstawowej o Spider-Manie, doprowadziły mnie wręcz do łez. Były to bez wątpienia łzy ze śmiechu. Trzeba przyznać, że poczucie humoru jest silnym atutem w rękach twórców rzeczywistości roku 2099. Wprawdzie niektóre pomysły na wywołanie uśmiechu lub silnych spazmów po-uśmiechowych znajdują się gdzieś na granicach absurdu i satyry (parafrazy i odniesienia do serii macierzystej), ale myślę, że ta idea przyjmie się wśród czytelników.
Nie zmieniam swojego dobitnego zdania, co do grafiki w drugim numerze. Nie nastąpiła żadna poprawa, chociaż pojedyncze panele przyciągają wzrok. To jednak zbyt mało, żeby stwierdzić, że rysownik wziął się w garść, zatem biada Ci człowieku, przez którego muszę po raz kolejny powstrzymać się od maksymalnej oceny. Dam tym razem nawet 5,5 pajączka, ale nie złamię się i nie przyznam pełnych sześciu, dopóki rysunki nie osiągną wyższego pułapu jakości.
Ocena:
Autor: Doogy