Spider-Man 2099 #14
Numer: Spider-Man 2099 #14
Tytuł: Boiling Point
Wydawnictwo: Marvel Comics 1993
Data wydania: Grudzień 1993
Scenariusz: Peter David
Rysunki: Tom Grindberg
Tusz: Don Hudson
Kolory: Don Hudson
Litery: Rick Parker
Okładka: Tom Grindberg
Redaktor: Tom Defalco
Cena: $1.25
Przedruk PL: Brak
Streszczenie
Tyler Stone wysłuchuje raportu z ostatniego incydentu podczas badań nad wirtualną rzeczywistością, po tym jak musiał udać się na nadzwyczajne spotkanie zarządu firmy. Jeden z żołnierzy opowiada o spotkaniu ze srebrnowłosym przybyszem z innego wymiaru, o tym jak wystrzelił w jego stronę silną wiązkę z paralizatora i jak została ona w całości wchłonięta przez psioniczne pole siłowe wokół zbiega. Ciąg dalszy wydarzeń opisuje w swojej relacji Jordan Boones. Naukowiec został zaskoczony nagłym pojawieniem się uciekiniera, który wbiegł do laboratorium i upewniwszy się, że Spider-Man jest wciąż w innym wymiarze, wskoczył do środka po wcześniejszym zakotwiczeniu się na mechanicznym ramieniu. Boones opowiada dalej, jak zobaczył monstrualną postać Thanatosa zbliżającą się do portalu i zadecydował o natychmiastowym odcięciu zasilania. Dialog przerywa pojawienie się w laboratorium roztrzęsionej Dany, która poszukuje swojego narzeczonego.
W swoim apartamencie Miguel domowym sposobem tamuje krwotok z rany w brzuchu Net Propheta (jak został nazwany srebrnowłosy przybysz z innego wymiaru kilkukrotnie w Spider-Man 2099 #13). Do mieszkania Kasey w slumsach przychodzi Gabe i dowiaduje się o jej fatalnym stanie z ust Raffa. Kobieta wymiotuje i ma silne zawroty głowy. Tymczasem srebrnowłosy gość w domu Miga powoli dochodzi do siebie po krótkim odpoczynku. Gospodarz postanawia nie ukrywać dłużej swojej tożsamości przed nieznajomym, biorąc pod uwagę fakt, że zawdzięcza mu swoje życie. Przybysz opowiada Miguelowi o swoich niezwykłych umiejętnościach, których pełnej natury do końca jeszcze nie poznał ze względu na ich metamorfozę podczas długiego pobytu w więzieniu czasoprzestrzennym. Tłumaczy również swoje zagubienie w zupełnie obcej rzeczywistości roku 2099. Przypomina, jak podczas spotkania z Thanatosem po drugiej stronie portalu, gdy przybył z pomocą Spider-Manowi, teleportował się wraz z ocalonym w bezpieczne miejsce, dzięki psionicznemu polu siłowemu. Z rezydencją starszego brata O’Hara łączy się Dana. Prosi Lylę, by uspokoiła Miguela w sprawie wcześniejszego porwania. Net Prophet, pomimo poważnych obrażeń, postanawia zwiedzić w towarzystwie nowego przyjaciela miasto Nowy York. Wychodząc, Miguel próbuje połączyć się telefonicznie z narzeczoną poprzez Lylę, jednak sekretarka twierdzi, że połączenia nie można zrealizować. Na pytanie czy Dana próbowała się skontaktować Lyla odpowiada, że nie. Mężczyźni za pomocą teleportacji przenoszą się na najwyżej położony punkt w mieście – szczyt wieży Starka – własność korporacji Stark-Fujikawa.
Gabe interpretuje dolegliwości swojej dziewczyny jako oznakę zajścia w ciążę. Tymczasem okazuje się, że jej stan zdrowia to efekt wstrząsu mózgu, po niefortunnym postrzale w głowę. Tymczasem Mig próbuje dowiedzieć się od towarzysza czegoś więcej o tajemniczym Thanatosie. Niestety Net Prophet dysponuje jedynie niepotwierdzonymi i szczątkowymi informacjami na jego temat. W zamian za to srebrnowłosy przypomina sobie o swojej córce. Wspomnienie jest tak bolesne, że postanawia przenieść się w miejsce, gdzie spotykają się opuszczeni i nieszczęśliwi ludzie.
Do katedry świętego Patryka w slumsach (tej samej, w której toczyła się walka Spider-Mana z Vulturem w Spider-Man 2099 #8) wpada bezpardonowo gang Fenris. Zgraja rzezimieszków poszukuje ukrytych zapasów żywności. Pełniąca posługę kapłańską Jennifer zostaje brutalnie pobita. Przywódca bandy – Oguun – bluźnierczo i bezczelnie kpi sobie z Boga. Jak na ironię losu, w tej samej chwili w kościele pojawiają się Spider-Man i Net Prophet. Przy pomocy swoich specjalnych zdolności błyskawicznie rozprawiają się z intruzami. Następnie wychodząc na ulicę slumsów Spider-Man otwarcie wypowiada wojnę bezprawiu panującemu w dzielnicy biedoty. Na widok zamaskowanego superbohatera Kasey ogarnia entuzjazm i radość, jednak w przypływie tak silnych emocji mdleje z wycieńczenia. Dziewczyna budzi się na kozetce w prywatnym gabinecie lekarskim. Dowiaduje się od obecnych tam Raffa, Gabe’a i lekarza, że została przyniesiona przez Spider-Mana. Mig odnajduje Net Propheta na dachu jednego z budynków w pobliżu katedry. Srebrnowłosy przybysz decyduje się udać dalej samotnie, własną drogą i żegnając się znika bez śladu.
Recenzja
Kelley Jones, autor infantylnej grafiki w numerze #9, znalazł po długich i żmudnych poszukiwaniach swojego godnego następcę! Tom Grindberg, którego kreskę oglądać możemy w aktualnie omawianym odcinku występuje na szczęście tylko gościnnie i chyba nie jest wyłącznie zbiegiem okoliczności zbieżność nazwisk z panią Evą Grindberg odpowiedzialną za dobór kolorystyki. Aby dopełnić mroczną trójcę pozycję osoby zajmującej się atramentem zajął tymczasowo Don Hudson. Powiew świeżości, jaki wniosło oryginalne potraktowanie części wizualnej komiksu sprawia, że nozdrza instynktownie unikają głębokich wdechów powietrza z racji obrzydliwego odoru. Dla niektórych przytoczona hiperbola będzie być może nazbyt dosadna, jednak w moim osobistym mniemaniu grafika numeru jest nieatrakcyjna i trudna do strawienia. Tom sprawił, że większość postaci przybrała poważnie na wadze. Spider-Man, Tyler Stone i Jordan Boones – tym trzem oberwało się najbardziej, ponieważ wyglądają jakby z głodu spustoszyli farmę kurczaków, nie oszczędzając przy tym żadnego udka lub skrzydełka. Eva z kolei zastosowała mocno ograniczoną paletę barw, a na dodatek ujednoliciła kolorystykę poszczególnych części odzieży, pomieszczeń i rekwizytów, dlatego nie znajdziemy raczej więcej niż jednego koloru na odrębnych fragmentach paneli. Dla tej pani, pojęcie „płynnego przechodzenia pomiędzy różnymi barwami” związane chociażby z grą światłocienia jest zupełną zagadką i pojęciem abstrakcyjnym. Mówiąc swoją drogą o operowaniu cieniem przejdźmy do twórczej krytyki Dona. Otóż Don, albo jest z natury osobą niedelikatną, za sprawą czego często zdarza mu się zaplamić strony komiksu nadmiarem atramentu, albo po prostu uwielbia grobową atmosferę, jaką roztacza przytłaczająca ilość koloru czarnego wszędzie tam, gdzie aż prosi się o lepiej dobraną i zróżnicowaną tonację barw. Na szczęście Lyla nie została pozbawiona swojego uroku i prezentuje się na tle pozostałej części obsady dość efektownie.
W ostatniej recenzji narzekałem z powodu licznych czarnych dziur w fabule związanych z nagłym i niewytłumaczonym pojawieniem się tajemniczego Thanatosa i Net Propheta. Przyznam szczerze, że nie zdziwiło mnie nawet pozostawienie kolejnych niedomówień i nagłe zniknięcie srebrnowłosego towarzysza Spider-Mana na końcu odcinka. Być może to nowa polityka autorów komiksu i nie pozostaje mi nic innego jak okazać trochę więcej zaufania w stosunku do nich. Kto wie – może powstanie jakiś numer specjalny, w którym wszelkie wątpliwości zostaną rozwiane gwałtownym wiatrem wschodnim, a nieśmiałe pytania krążące wokół bohaterów komiksu odnajdą zbłąkane odpowiedzi?
Pomimo moich zastrzeżeń bieżący numer jest trzecim z kolei przeczytanym jednym tchem. Myślę, że to mówi samo za siebie – całe trzydzieści stron jest godne polecenia. Z precedensowej wysokiej noty za odcinek #12 mamy kolejną w rzędzie pozytywną ocenę – 5,5 pajączka moim skromnym zdaniem recenzenta.
Ocena:
Autor: Doogy