Spider-Man 2099 #11
Numer: Spider-Man 2099 #11
Tytuł: Under Siege
Wydawnictwo: Marvel Comics 1993
Data wydania: Wrzesień 1993
Scenariusz: Peter David
Rysunki: Rick Leonardi
Tusz: Mark McKenna
Kolory: Kevin Tinsley
Litery: Rick Parker
Okładka: Rick Leonardi
Redaktor: Tom Defalco
Cena: $1.25
Przedruk PL: Brak
Streszczenie
Dwóch funkcjonariuszy Public Eye aresztuje pod zarzutem wandalizmu jednego z obywateli Nowego Jorku, nadużywając nieco swoich kompetencji poprzez znęcanie się nad zatrzymanym. Nagle jeden z nich zostaje błyskawicznie obezwładniony przez przybyłego Spider-Mana. Drugi jednak nie wydaje się być poruszony obecnością obdarzonego nadnaturalną mocą superbohatera, wręcz przeciwnie – z błyskiem satysfakcji w oku aktywuje mechanizm zamontowany w kombinezonie i transformuje się w specjalną jednostkę szturmową Siege, przeznaczoną do wyśledzenia i pochwycenia przebranego w kostium przestępcę. Wykorzystując zasłonę dymną i sztuczną projekcję dźwięku dezorientuje Spider-Mana i zyskuje nad nim przewagę. Miguel zmuszony jest do strategicznego odwrotu. W ślad za nim chwilę później podążają dwie rakiety wyposażone w urządzenie samonaprowadzające. Gdzie indziej Gabe przychodzi spóźniony na spotkanie z Daną. Spod siedziby Synthii, firmy, w której kobieta jest zatrudniona, udają się na lunch. Tymczasem Miguel, nie mogąc wymanewrować pocisków, chwyta je przy pomocy pajęczyny i kieruje prosto w swojego rywala. Niestety, po chwili z powybuchowej chmury dymu wydobywa się sylwetka najemnika Alchemaxu. Nietknięty i zirytowany przeciwnik łapie Spider-Mana za szyję, używając linki z bardzo wytrzymałego stopu (podobnie jak Venture w Spider-Man 2099 #3). Miguel jednocześnie usiłuje bezskutecznie złapać oddech i rozerwać uprząż. Niespodziewanie potężna wiązka energii przeszywa na wylot pancerz i pierś służbisty Public Eye, dając Spider-Manowi potrzebny czas na oswobodzenie. Zwłoki spadają z dużej wysokości na chodnik, o krok od przechodzących Gabe’a i Dany. Zdezorientowany Miguel, szukając wzrokiem swojego wybawiciela, dostrzega jedynie szybko oddalający się odrzutowiec z wygrawerowaną literką Ω na dolnej części kadłuba.
Po powrocie do domu Mig konsultuje się z Lylą w sprawie tajemniczego grawerunku i nabiera podejrzeń co do intencji swojego mimowolnego sprzymierzeńca. W końcu udaje się do laboratorium Alchemaxu, gdzie spotyka Jordana Boone – specjalistę od wirtualnej rzeczywistości, naukowca oddelegowanego przez Tylera Stone’a do nadzorowania postępów pracy O’Hary. „Zauroczony” faktem dodatkowego zwierzchnictwa Miguel kieruje swoje kroki wprost do biura szefa korporacji, by tam „podziękować” za zbyteczną troskę. Ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu na miejscu spotyka również swoją narzeczoną. Stone tłumaczy służbowy charakter wizyty Dany, a zagadnięty o pełniącego rolę szpiega Boone’a zręcznie wykręca się, zmieniając temat rozmowy – zaprasza Miguela wraz z narzeczoną na wycieczkę do Floating City, miasta unoszącego się nad ziemią, na uroczyste otwarcie. Para zakochanych wraca do laboratorium Miguela, gdzie Mig wyraża otwarcie swoje niezadowolenie ze zbyt częstych kontaktów Dany ze swoim znienawidzonym przełożonym. Atmosferę rozluźnia psikus przygotowany przez obrażonego Jordana, w efekcie którego Miguel staje się pośmiewiskiem dla swojej wybranki serca.
Na dachu jednego z wieżowców, o zmroku, tajemniczy mężczyzna ubrany w antyczną zbroję, który kilka godzin wcześniej wybawił Spider-Mana z opresji, planuje szturm na siedzibę Alchemaxu.
Recenzja
Będąc recenzentem zdaję sobie sprawę, że na ostateczną ocenę komiksu ma wpływ ogromna ilość czynników. Niemniej jednak jeden spośród nich według mnie potrafi namnożyć fanów Marvela w tempie o wiele szybszym niż pozostałe. Chodzi tu o niejednokrotnie poruszaną kwestię wrażeń estetycznych opartych na zdolnościach rysownika komiksu. Jakkolwiek fabuła wydaje się być z pozoru ważniejszym punktem, to zazwyczaj jej rozwój przebiega stopniowo – z komiksu na komiks czytelnik zagłębia się coraz bardziej w wykreowany świat. Trudno powiedzieć jak wiele numerów decyduje o poziomie obeznania i oswojenia się z rysunkową rzeczywistością, tymczasem zaledwie jeden komiks, a czasem kilka paneli potrafi poprzez zmysł wzroku przekazać wszystko, co potrzebne by pokochać, bądź znienawidzić serię. Mając możliwość wyrażenia twórczej krytyki na temat Uniwersum 2099 czuję się zaszczycony, mając do czynienia z tak wybitnym tworem, lecz gdyby to Kelley Jones (rysownik gościnnie występujący w Spider-Man 2099 #9) był naczelnym grafikiem, wówczas moja praca byłaby męczarnią i przejawem masochizmu. Chcę zatem zaznaczyć jak ważną rolę pełni zaplecze plastyczne komiksu, chociaż jest to element postrzegany przez wszystkich zupełnie subiektywnie.
Dlaczego ten wstęp? Czytając moje wcześniejsze opinie na temat kolejnych numerów wielokrotnie natknąć się można było na urągania i pretensje w stosunku do rysownika Ricka Leonardi. Muszę z nieskrywaną satysfakcją przyznać, że zaangażowanie i efekt pracy tego pana, który notabene wsparty został w tym numerze przez nowego specjalistę od doboru kolorów – Kevina Tinsley, wzbudziły we mnie o wiele przyjemniejsze wrażenia i emocje niż dotychczas. Pomimo tego, że niedociągnięcia sporadycznie rzucają się w oczy to można dostrzec zdecydowany postęp.
Miło zobaczyć ponownie (podobnie jak w serii macierzystej) Spider-Mana w akcji w charakterze samozwańczego stróża prawa i porządku. Myślę, że to dobry początek do skierowania rozwoju fabuły na nowe tory. Zostaliśmy już niejako wprowadzeni w historię Miguela, teraz, moim zdaniem nadeszła pora na poszerzenie naszych horyzontów w Nowym Jorku u schyłku XXI wieku. Tajemnicza postać antycznego wojownika jest ciekawym preludium do kilkuczęściowej sagi w nowym wymiarze akcji – o wiele bardziej dynamicznej i spektakularnej.
Dobrą stroną odcinka są błyskotliwe dialogi Miguela z pozostałymi członkami obsady ze szczególnym uwzględnieniem Lyli i Jordana. Cięty język intelektualisty i subtelne poczucie humoru Miguela w konfrontacji zwłaszcza z wymienionymi postaciami dostarcza przedniej rozrywki i wnosi powiew świeżości na kolejne strony komiksu. W sumie byłoby 5,5 pajączka według moich obliczeń.
Ocena:
Autor: Doogy