Pajęcza impreza
Ostatnio towarzyszy nam wysyp generycznych filmów superbohaterskich, niczym się nie wyróżniających produkcji, których scenarzystów można byłoby podejrzewać o korzystanie z ChatGPT, a reżyserów o zupełny brak wyobraźni. Hollywoodzcy producenci w pogoni za dolarami zapominają, że kino to przede wszystkim pasja i zaangażowanie. Widz chce się dobrze bawić, a nie przez 140 minut wyczekiwać napisów końcowych. I w końcu doczekałem się filmu, w którego świat na czas seansu wsiąkłem całkowicie.
Jasne, nie ma co naginać rzeczywistości – Spider-Man: Poprzez multiwersum nie jest najbardziej oryginalnym filmem w historii gatunku superhero. Oryginalność zapewniła nam pierwsza część z 2018 roku. Standardowy plan na sequel to więcej, szybciej i głośniej. Tym razem mam odczucie, że włożono naprawdę dużo czasu i w serca w to, by sequel nie tylko podwójnie zarobił, ale także by wzmocnić wszystkie atuty pierwszej części.
W dużym uproszczeniu w Spider-Man: Poprzez multiwersum rozchodzi się o to, że Miguel O’Hara/Spider-Man 2099 zakłada specjalny skład Spider-ludzi, mający za zadanie ścigać po różnych wymiarach złoczyńców pochodzących z innych wymiarów, aby nie dopuścić do zmiany kanonicznych wydarzeń, co z kolei mogłoby prowadzić do unicestwenia tych światów. Tymczasem na Ziemi 1610 Miles Morales spotyka na swej drodze Spota, w fajtłapowaty sposób próbującego okraść bankomat w jednym z brooklyńskich sklepów. Miles prześmiewczo nazywa go złoczyńcą tygodnia, czego konsekwencje mogą katastroficzne dla całego multiwersum.
Oprócz zmagań z antagonistami, nie zapomniano o tym, aby historia miała wymiar także emocjonalny i osobisty dla naszych bohaterów. Tak, bohaterów, ponieważ oprócz Milesa ważny wątek w filmie odgryważycie Gwen Stacy, ściganej w swoim świecie przez własnego ojca, kapitana nowojorskiej policji. Relacje Gwen i Milesa ze swoimi rodzicami są jednym z fundamentów tego filmu, przypominające o tym, jak dużo człowieczeństwa jest w postaciach Spider-Mana (czy Spider-Woman). W trakcie filmu powraca też nasz ulubiony Spider-Man (okej, może tylko mój), Peter B. Parker, tłumaczący Milesowi, że tak, w życiu każdego Spider-Mana dzieje się wiele złego, ale właśnie to ich kształtuje. Nastolatek nie ma zamiaru przyjmować ciosów bez walki i nie odda niczyjego życia walkowerem. I trudno mu w tym wszystkim nie kibicować.
Wizualnie mamy do czynienia z małym dziełem sztuki, dbałość o szczegóły (w pokoju w akademiku Milesa zobaczymy na ścianie plakat piłkarza Tottenhamu Heung-min Sona, a na monitorze komputera można podziwiać gameplay z gry o Spider-Manie), płynność ruchów bohaterów, ich mimika i emocje są niewiarygodne. I podobnie jak w części pierwszej, zobaczymy różne style kreski, w zależności od tego z bohaterami z którego uniwersum mamy do czynienia (przykładowo w gościnę wpada Vulture z okresu renesansu). Do tego w niektórych scenach dzieje się naprawdę wiele (a nawet to wydaje się niedopowiedzeniem), więc trójka reżyserów niewątpliwie miała czym się zajmować. Co ważne, pomimo ilości postaci i wydarzeń na ekranie, nie jest tak, że gubimy się w tym wszystkim. Akcja pozostaje płynna i czytelna. Same superlatywy mogę mówić też o muzyce w Poprzez multiwersum.Daniel Pemberton podniósł poprzeczkę, komponując ścieżkę, która fantastycznie współgra z obrazem, podbijając tempo akcji i nasilając emocje płynące z ekranu. Do tego idealnym uzupełnieniem są pozostałe piosenki wykorzystane w filmie.
Twórcy filmu zachowali równowagę między dramatem, akcją i humorem. Jeśli chodzi o ten ostatni aspekt to momentami robi się bardzo dziwnie. Ale co ważne, to co dziwne, nie zostało stworzone pod wpływem chwili, tylko spider-postacie wykorzystane w Poprzez multiwersum pochodzą z gier, filmów, seriali animowanych i przede wszystkim komiksów. Z jednej strony jest to uczta dla fanów, którzy nawet oglądając film kilkukrotnie, mogą nie wyłapać wszystkich smaczków (dla mnie najważniejsze były cameo Spectacular Spider-Mana!), a z drugiej są świetnym źródłem żartów (i znowu bezbłędnie wykorzystano słynny mem ze Spider-Manami), więc nawet jak ktoś nie jest wtajemniczony w Spider-versum, wciąż powinien się dobrze bawić.
Spider-Man Uniwersum zdobyło oskara za najlepszy film animowany 2018 roku. Sequel w mojej opinii jest jeszcze lepszy, więc znowu nagród nie powinno zabraknąć. Zaszkodzić może jeden dość ważny uszczerbek, doskonale znany z kart komiksów – cliffhanger. Ja wiem, że odkąd stało się jasne, że powstanie kontynuacja, zapowiedziano od razu dwie części Acrossverse z podtytułami Część 1 i 2, aby jasno zakomunikować, że historia jest podzielona na dwa filmy, ale to wciąż rozczarowujące. Akurat pod tym względem lepiej sprawdziło się rozwiązanie z pierwszej części, kiedy pozostawiono furtkę (czy nawet autostradę) dla sequela, ale też całość działała idealnie jako samodzielna historia. Na szczęście wciąż ten film zapewnia fantastyczną zabawę.
Ocena:
Autor: Rządło
oktawian
fajna gra